Dzisiaj w roli głównej ponownie Lily Lolo. Tym razem chciałabym pokazać róż, który skradł moje serce. Muszę się przyznać, że róże, tak samo jak cienie do powiek i pomadki, to moja ogromna słabość i wciąż pragnę więcej. Taki mały, dość zgubny nałóg, ale nic nie zrobię, że uwielbiam. Bez różu na policzkach czuję się źle i
nie wyjdę bez jego nałożenia z domu. Mogę zrezygnować z innych
kosmetyków, ale nie z niego.
nie wyjdę bez jego nałożenia z domu. Mogę zrezygnować z innych
kosmetyków, ale nie z niego.
Odkąd zobaczyłam swatche różu Ooh La La w sieci (zaraziła mnie Idalia;)), po cichu marzyłam by go mieć. Jednak zawsze było coś pilniejszego, ważniejszego i zakupy nie były po drodze, aż w końcu otrzymałam go w ramach współpracy z Costasy, tak jak zresztą inne kosmetyki Lily Lolo. :)
Róż otrzymujemy w takim samym słoiczku co podkład, tylko nieco mniejszym. I właściwie rozmiar jest moim jedynym zastrzeżeniem. Opakowanie mogłoby być ciut większe i nie chodzi mi tu o pojemność, ale o wymiary zapewniające wygodę użytkowania. Większym, bardziej puchatym pędzlem, na początku może być ciężko nabrać róż z nakrętki, ale jest to do opanowania. :) Oczywiście słoiczek wyposażony jest również w zamykane sitko więc transport nam nie straszny. W środku znajdziemy 3g różu i myślę, że w życiu nie zdążę go zużyć w przeciągu 24 miesięcy, nawet przy codziennym stosowaniu. Jest on niesamowicie wydajny, wystarczy odrobina by pokryć oba policzki. :) Cena kosmetyku to 39,90zł.
Zachwyca także pigmentacja. Kolor jest nasycony i widoczny już po pierwszym dotknięciu pędzlem. Róż nie robi plam, jest kremowy i bardzo łatwo go rozetrzeć. Ciężko zatem z nim przesadzić. Przepięknie wygląda na policzkach! Ma satynowe wykończenie i zapewnia efekt zdrowego, naturalnego rumieńca.
Róż tkwi na moich policzkach przez większość dnia, dopiero pod wieczór kolor blednie. To zadowalający wynik ponieważ mam wstrętny nawyk dotykania mojej twarzy i często ścieram sobie przez to makijaż. Telefoniczne rozmowy też mu niestraszne, za co duży plus bo już nie jeden róż zniknął podczas moich długich rozmów w koleżanką. ;)
Ponadto Ooh La La nie zapycha. To dla mnie również bardzo ważne ponieważ już nie jeden raz otrzymywałam prezent w postaci wysypu na policzkach. Tutaj akurat absolutnie nie miało to miejsca.
Poniżej przedstawiam Wam swatche w różnym świetle oraz to jak róż wygląda na twarzy. Było to dla mnie nie lada wyzwanie, ale chyba udało mi się uchwycić co nieco. Oczywiście musiałam na policzki zaaplikować trzy razy więcej niż zwykle bo inaczej nic nie było widać. :) Chyba nigdy nie opanuję fotografii twarzy. ;)
Lily Lolo to bez wątpienia moje tegoroczne odkrycie. Mimo wielu perełek, ulubieńców i nowych kosmetyków, nic nie zachwyciło mnie równie mocno. :) Zaskoczyła mnie ta miłość, ale zamierzam ją pielęgnować. ;)
Jestem ciekawa czy używacie na co dzień różu, czy stawiacie na bronzer? Jaką formę wybieracie – prasowaną, sypką? No i jaki jest Wasz ukochany róż? :)
PS. Pod postem o podkładzie pojawiły się pytania jak dobrać odpowiedni odcień. Na stronie www.costasy.pl pojawiła się możliwość kupna wersji mini, która mieści w sobie 0,75g podkładu. Jej koszt to 9,90zł i można kupić tylko to, nie ma wymogu kupowania czegoś więcej. :)
piekny kolor.. mam miniaturke mineralnego rozu EDM i bardzo go lubie. mam ochote kupic wiecej takich miniatur bo sa bardzo wydajne a daja pole do popisu
wow kolor czadowy!
ja mam (aż) jeden róż ;) i jest to Peaches firmy MAC, który uwielbiam :) aczkolwiek planuję zakup czegoś bardziej różowego :)
lubię ich różę, są świetne :) ten odcień też :)
Kocham róże, nie zawaham się użyć tego mocnego słowa. Oh la la dotarł do mnie niedawno, a już, wraz z clementine stał się moim ulubieńcem.
Ja również dzięki Idalii, a później Tobie zainteresowałam się lily lolo i jestem Wam za to polecenie ogromnie wdzięczna :)
Przepiękny kolor. Ja na co dzień stosuję i bronzer, i róż ^^
bardzo go lubię i kupiłam go dzięki Idalii ;)
Uwielbiam go :> Zaraz wyczaję czy róże też można zamawiać w mini wersji :P
Ma bardzo ładny, dziewczęcy kolor :) Ja ostatnio wolę bronzery lub bardziej morelowe, ciepłe kolory różu :)
ostatnimi czasy chętnie stosuję róż na policzki, ale wybieram takie w prasowanej formie :)
Dla mnie za mocny kolor… też niestety mam nawyk dotykania i majstrowania przy twarzy, mam wrażenie, że nigdy się tego nie oduczę:/
mam i lubię. ;)
chcemieć!
ja właśnie mam problem co do wyboru kosmetyków do makijażu bo moja cera jest tłusta i skłonna do wyprysków… ale zakupię i przetestuję :)
ps dodam do obserwowanych bo mądrze piszesz… poza tym zawsze przyda się jakaś rada :)
ależ wspaniały kolor. Co prawda dopiero raczkuję z minerłakami ale już je pokochałam miłością bezgraniczną ! :)
Jest cudowny <3 Ech, za blisko mam to Costasy (dwa przystanki ode mnie xD), pewnie w końcu zbłądzę do nich :P
Ja mam prasowany róż z Sephory, ale na pewno nie jest to związek na zawsze…
Podoba mi się ten kolor! :)
Śliczny kolor :). Ja też uwielbiam róże, moi ulubieńcy to Macki: słynny Well Dressed, Peach Melba i ostatnio Baby don't go – nespotykany odcień chłodnego beżu, świetny do bardzo jasnej karnacji (na ciemniejszej skórze po prostu go nie widać ;)).
Uwielbiam ten róż :) Sprawiłaś mi nim niesamowitą przyjemność i cieszę się, że kupiłam swój własny egzemplarz :) Zgadzam się z każdym Twoim zdaniem odnośnie tego różu :)
Piękny kolor!
ten kolor mnie rozwala na łopatki…ale jeszcze różomaniactwo mi nie grozi bo miomo ogromnego zachwytu…na chwilę obecną poprzestanę na skromnych zapasach jakie posiadam ;)