Pozostajemy w temacie kosmetyków będących stałym elementem mojego makijażu. Tym razem na tapecie róże. Nie wyjdę z domu bez muśniętych policzków. Bez niczego na nich wyglądam jak topielica :D Moja bladość zdecydowanie wymaga kolorów.
Róże uwielbiam, kupuję je bez wyrzutów sumienia bo lubię mieć wybór. Mam swoje ulubione i te mniej. Dziś skupimy się na tych, po które od kilku dobrych miesięcy (już od zeszłego roku są ze mną) sięgam regularnie, a w ostatnim czasie w zasadzie codziennie. Mowa o Paese i dwóch różach z olejem arganowym.
Na samym wstępie przyznam się, że sama bym raczej ich nie kupiła. Nie miałam nawet pojęcia o ich istnieniu. Pierwsza sztuka z numerkiem 35 trafiła do mnie w którymś ShinyBoxie. Druga też pochodzi z pudełka, ale dostałam ją od koleżanki, której nie podpasował kompletnie kolor jaki jej się trafił – numer 41.
Kolor 35 to ładny, lekko przybrudzony, dziewczęcy róż z mikroskopijnymi złotymi drobinkami (w sieci określany jest jako mat), które giną na policzkach. Przepięknie odświeża i dodaje naszej cerze zdrowego, wypoczętego wyglądu. Pasuje w zasadzie do wszystkiego. Uwielbiam go nosić i ląduje na policzkach rano, jak i wieczorem. Myślę, że będzie pasował wielu typom urody. Trzeba się mocno postarać by zrobić sobie nim krzywdę.
Z 41 sprawa ma się nieco inaczej bo dla mnie to bardziej problematyczny odcień. Trudny nawet do opisania – brzoskwinia, z pomarańczowymi i lekko koralowymi tonami(?). W nim także dostrzegam delikatne drobinki, które przy aplikacji stają się niewidoczne. W opakowaniu wygląda nieco inaczej niż na policzkach, czy dłoni. Podoba mi się bardzo, ale wymaga odpowiedniej oprawy, dlatego noszę go trochę rzadziej.
Paese, róż z olejem arganowym 35 |
Paese, róż z olejem arganowym 41 |
Oba róże mają dobrą pigmentację. Jedno muśnięcie pędzlem zapewnia delikatny kolor, który można stopniować. Konsystencja lekko mnie zaskoczyła. W opakowaniu są twarde, suche i zbite, niezbyt drobno zmielone, trochę pylą przy aplikacji, ale przy rozcieraniu między palcami stają się niesamowicie aksamitne. I tak jest też na policzkach. Ich wykończenie określiłabym jako lekko satynowe. Nie jest to brokatowy połysk bo tak jak napisałam wyżej, drobinek nie widać wcale, ale nie jest to też tępy mat. Dobrze się rozcierają i nie robią plam.
Czytałam, że wiele dziewczyn skarży się na ich trwałość, ale ja nie mogę na nią narzekać. Na dobrze zagruntowanej twarzy trzymają się cały dzień. Jeśli użyję delikatniejszego, ‘słabszego’ podkładu, zaczynają znikać po około 7h, a przy demakijażu wciąż jest delikatna poświata.
Przez cały ten okres, nie było ani jednej sytuacji, w której mogłabym podejrzewać, że róże mają negatywny wpływ na moją cerę. Nie zapchały mnie, nie podrażniły, nie uczuliły.
Po odkręceniu pojemniczków, wyczuwalny jest zapach, który od samego początku przypadł mi do gustu. Nie jest nachalny i uprzyjemnia mi aplikację. Ponarzekam za to na jakość opakowań. Niestety jedno wieczko mi pękło, przez co plastikowa szybka wypada cały czas i transport różu w kosmetyczce jest utrudniony. Wykonanie jest tandetne a plastik słabej jakości. W tej cenie (około 20zł) ubranko mogłoby ulec zmianie. Przydałoby się solidne puzderko z lusterkiem, otwierane, a nie odkręcane.
Zaskoczyła mnie też ich wydajność. Podejrzewam, że pojemność 6g starczy mi na baaardzo długo. Róże są ze mną od 2013 roku i jak widzicie na zdjęciach, ubytek jest znikomy, wręcz niewidoczny, a naprawdę są bardzo często w użyciu.
lewa strona – 41 / prawa strona – 35 |
Podsumowując, róże nie są bez wad, a mimo to, bardzo je lubię. W szczególności odcień 35. Zastanawiałam się nawet nad innymi kolorami, ale odpuściłam, mając nadzieję, że doczekam się dnia, w którym opakowania zostaną zmienione.
Jestem ciekawa co Wy o nich myślicie? Używałyście? Jeśli tak to jaki odcień posiadacie? A może tak jak ja, znalazłyście je dawno temu ShinyBoxie? :) Koniecznie dajcie znać!
wow, ale ładne ! nr 41 podoba mi się bardzo :) pierwszy raz o nich słyszę :)
Swatche wyglądają pięknie.
Opakowanie zgapili od Inglota :P ale strasznie podoba mi się ten 35, już go dodaję do koszyka i po wypłacie składam zamówienie :D
Mi też opakowanie od razu skojarzyło się z Inglotem:) No i podpinam się pod zachwyty nad kolorkiem 35:)
Mi się bardzo podoba ten koralowy odcień.
Mam kolor 41 i go uwielbiam <3
Kolorówki Paese nie znam w ogóle. Mam jedynie 3 lakiery do paznokci :)
Również mam róż z tej serii i też go bardzo lubię :-)
ja mam 51 i otrzymalam go wczoraj, ciekawe jak sie sprawdzi z czasem ;)
Też uwielbiam te róże, są u mnie w codziennym użytku :) bardzo uniwersalnym kolorem jest też 36 , wpada w lekko brzoskwiniowe tony,ale jest łatwy w obsłudze i cieżko zrobić nim sobie krzywdę. Szkoda tylko że z dostępnością słabo , w Białymstoku widziałam je jak dotąd tylko w jednej drogerii.
Oba kolory mi się podobają. Też czytałam, że te róże nie są trwałe, ale jak widać nie u wszystkich.
35 bardzo mi się podoba, pomyślę o jego zakupie. Nie miałam ich róży, właściwie to miałam tylko bazę, z której byłam bardzo zadowolona ;)
baaardzo ładne kolorki, jednak nie przepadam za takimi opakowaniami.
Piękny jest ten 35 :)
35 to przepiękny odcień ;)
OOooOooj ładne!!
śliczne kolory! ja teraz pierwszy raz o nich słyszę, ale chyba są warte uwagi :)
35 jest perfekcyjny! Gdyby nie to, że mam stanowczo za dużo róży to na ten też bym się pokusiła. Idealny kolor :)
Ja jestem miłośniczką różu Bourjois ale na te też kiedyś zerknę.
Mam 35… dla mnie średniak..a jego zapach to dla mnie masakra.. Jest to mdlący zapach słabej jakości perfum za to mega intensywny.. Nie rozumiem po co perfumować(no jeszcze delikatny zapach bym zaakceptowała ale aż tak??) kosmetyki kolorowe ??
dwa olejek arganaowy jest w składzie za perfumami więc ilości są śladowe.. miał to być chyba chwyt marketingowy ale ja od różu nie oczekuję właściwości pielęgnacyjnych..ma dać ładny kolor i nie szkodzić skórze..jak minerały np
ten brzoskwiniowy chętnie bym przygarnęła !! :)
Piękne kolorki choć faktycznie jak dla mnie ten wpadajacy w róż niż w brąz bardziej mi się podoba:-) ja odkąd dostałam kuleczki brązujące Ingrid Cosmetics nie rozstaję się z nimi na krok-codziennie mam je na policzkach:-)
uwielbiam róże Paese <3 mam ich 5 :D w nich również jest 35 ;)
I zdradzę tajemnicę, że doczekasz się nowych opakowań ;) pięknych, solidnych, otwieranych ;) dodatkowo naprawdę bardzo eleganckich. Pracuję w firmie i miałam przyjemność już je widzieć, będą chyba jeszcze w tym roku wprowadzone. Także wtedy polecam WSZYSTKIE odcienie ;) szczególnie z nowej kolekcji nr 50 – najcudowniejszy róż ever!
Odcien 35 jest przepiekny, kiedys sie na niego skusze ;)
bardzo ładne kolorki ;) idealne na lato!
Miałam kiedyś róż paese i bardzo dobrze wspominam, chyba kolor 41 ale nie jestem pewna, mimo, że wyglądał na dość ciemny po roztarciu tak nie było, można było go sobie stopniować. Był matowy, bardzo trwały i świetnie prezentował się na mojej jasnej karnacji :) Chyba do niego wrócę.
Na Twojej dłoni kolorek 41 wygląda jak idealny dla mnie. Jednak już miałam z tymi różami do czynienia i nie pasowała mi ich twarda konsystencja i tragiczne opakowanie!! :( Różnych róży próbowałam i jednak wróciłam do essence silky touch :)
Piękne te dwa kolorki :)
Dostałam jeden w niedzielę na spotkaniu ale ma muuuuuuuuuultum drobinek i chyba poleci w świat :(
Mega rzetelna recenzja. Rozwiałaś wszystkie wątpliwości. Mam róż paese ze któregoś blogerskiego spotkania, ale nawet po niego nie sięgam, bo kolor nie mój. Ale gdy będę przy najbliższej okazji przy szafach paese to może kupię taki róż, który pasuje mojej cerze. Przekonałaś mnie tym postem ;)
Oglądałam je ostatnio w sklepie internetowym, ale jakoś się na nie nie zdecydowałam :)
Mam ten z numerkiem 35 i takie zdanie jak ty-bardzo jestem z niego zadowolona:)A i zapach jest świetny:)
Kolorek 35 bardzo w moim guście ;) może sobie sprawię kiedyś :)
35 jest przepiękny! Bardzo lubię tego typu odcienie i świetnie się w nich czuję :)
Mam wrażenie, że nie ma kosmetyków bez wad ;) a kosmetyki Paese z olejem arganowym są bardzo dobre, puder też!
Nie mam od nich róży, ale ostatnio rozczarowały mnie potrójne cienie z tej firmy, strasznie suche ;/ Mimo to nie zrażam się, mam ochotę na arganową szminkę i jakiś przyjemny lakier :)
Nie mam ich jeszcze, ale jak tylko uda mi sie zmniejszyć zapasy różowe to sie skuszę na ten rózowiutki : )
Piekne kolorki. Nie mialam doczynienia z tymi rozami, a szkoda:( Nie wyobrazam sobie makijazu bez rozu, wiec swietnie cie rozumiem. Mam nadzieje, ze uda mi sie zdobyc jeden z nich! Pozdrawiam