CINDY-LOU MANIZER
rozświetlające siostrzane trio od theBalm: Mary-Lou, Betty-Lou, Cindy-Lou Manizer
O kultowej Mary od theBalm słyszała już chyba każda wielbicielka makijażu. Od dawna jest o niej głośno, bo to jeden z najpiękniejszych kosmetyków rozświetlających na rynku. No, ale ta ślicznotka ma jeszcze dwie siostry, które ‘żyją’ w jej cieniu. Czemu tak jest? Dlaczego Mary świeci najjaśniej? O tym w dzisiejszym poście prezentującym wszystkie trzy ślicznotki. :) Wiem, że często pojawiają się pytania, którą z nich najlepiej wybrać, więc mam nadzieję, że rozwieję wasze wątpliwości i pomogę podjąć właściwą decyzję. Zapraszam do dalszego czytania.
Oczywiście Mary, Cindy i Betty łączą cechy wspólne, takie jak chociażby przepiękne opakowania dopracowane w każdym szczególe. Wszystkie utrzymane są w retro klimacie, do którego marka zdążyła nas przyzwyczaić. Są solidnie wykonane, lekkie i przede wszystkim trwałe, a dodatkowo wyposażono je w lusterka. Ponadto musicie wiedzieć, że rozświetlacze theBalm są wyjątkowe i nie do podrobienia. Jasne, znajdziecie na rynku produkty (tańsze i droższe), które zapewniają równie fajny efekt, ale żaden nie da nam tak jednolitej, gładkiej tafli, bez jakichkolwiek drobin brokatu. Każda z dziewczyn jest drobniutko zmielona, dobrze sprasowana i posiada aksamitną, nieco wilgotną konsystencję, która bezbłędnie się rozciera. Zachwycają też pigmentacją i trwałością. :) Nie zdażyło mi się także, by któraś mnie zapchała, czy podrażniła.
MARY-LOU MANIZER
Mój must have. Przepiękny rozświetlacz w złotej tonacji [recenzja klik], który genialnie wygląda zarówno na szczytach kości policzkowych, jak i na powiekach, czy dekolcie. Czasem ląduje też w centralnej części twarzy, gdzie również robi niezłą robotę – nad górną wargą i na grzbiecie nosa. Efekt jaki zapewnia to cudna złota tafla, która wygląda dobrze w każdych warunkach. I na żywo, i na zdjęciach. Oczywiście poziom rozświetlenia można stopniować. Mary jest bardzo dobrze napigmentowana, więc nawet delikatne muśnięcie pędzlem zapewnia nam widoczny kolor. Gdy zaś mocniej przyciśniemy będziemy mieć złoty pasek, ale spokojnie, nadmiar można bez problemu rozetrzeć. Uważam, mogą po ten produkt sięgnąć wszystkie dziewczyny. Wygląda dobrze na każdej karnacji oraz odcieniu skóry. Jeśli macie cerę tłustą, także się nie bójcie. Wiem, że w takich przypadkach mat jest pożądany, ale odrobina błysku znacznie odmładza, odświeża i dodaje lekkości naszemu makijażowi. Poza tym, jeśli się jednak do rozświetlania nie przekonacie, zawsze możecie Mary używać jako rozświetlający cień, bo na powiekach jak już wspomniałam wyżej, prezentuje się obłędnie. Do kupienia TUTAJ.
Tu sprawa wygląda już nieco inaczej bo Cindy jest połączeniem różu z rozświetlaczem. Początkowo patrząc na zdjęcia w sieci, myślałam, że okaże się chłodnym różem. Okazuje się jednak, że jest w niej troszkę brzoskwini i tonację ma zdecydowanie ciepłą. To kolor wyjątkowy i niespotykany. Osobiście nie widziałam nigdzie, niczego podobnego. U mnie niestety na szczytach kości policzkowych nie wygląda najlepiej, gdy nałożę jej ciut więcej. Muszę się starać, aby aplikować niezbędne minimum i delikatnie rozcierać, bo w przeciwnym wypadku odznacza się. Jestem po prostu za blada. Genialnie za to wygląda na policzkach, w postaci tradycyjnego różu. Ma troszkę mniej błysku niż Mary. Nie daje mocnego koloru, za to przepięknie ożywia makijaż i sprawia, że nasza twarz wygląda na wypoczętą, świeżą i odmłodzoną. ;) Efekt jest subtelny, nienachalny i uwielbiam nosić Cindy-Lou w ten sposób. Ślicznie prezentuje się też na powiekach. Jeśli macie bardzo jasną karnację i szukacie rozświetlającego różu, polecam. :) Gdy zaś wasza skóra ma ciemniejszy odcień, śmiało możecie używać jej w roli klasycznego rozświetlacza. Nad zakupem radziłabym się zastanowić jedynie dziewczynom o bardzo chłodnym kolorze skóry. No i oczywiście zmagającym się z trądzikiem, czy większymi problemami skórnymi. Niestety tego typu produkty podkreślają każdą nierówność i niedoskonałość, więc lepiej ich wtedy unikać. Do kupienia TUTAJ.
BETTY-LOU MANIZER
To najwięsze zaskoczenie z całej trójki. Kiedy zobaczyłam kolor na żywo byłam przerażona – ciepły, złotawy, błyszczący bronzer. Nie wróżyłam nam długiej znajomości. Okazało się jednak, że nawet ba bladej skórze może wyglądać ładnie. Ogólnie widzę ją u śniadych, opalonych dziewczyn w celu podkreślenia opalenizny. Do typowego konturowania moim zdaniem kompletnie się nie nadaje, no bo jak? Latem, gdy byłam troszkę przybrązowiona, nakładałam Betty na policzki w celu pogłębienia tego efektu. Teraz zaś, od czasu do czasu, łączę ją z bronzerem, jedynie delikatnie muskając skórę. Rezygnuję wtedy całkowicie z różu. Betty często też ląduje na moich powiekach, gdy nie mam żadnych innych cieni pod ręką. Przepięknie podkreśla kolor mojej tęczówki i pogłębia spojrzenie. Polecam ją dziewczynom o ciepłej, ciemnej karnacji, inaczej możecie poczuć się rozczarowane, mimo iż piękna nie można jej odmówić. Określiłabym ją jako kosmetyk sezonowy – w przeciwieństwie do pozostałych sióstr, które nadają się do stosowania przez cały rok, Betty w okresie letnim jest idealna, zimą już niekoniecznie. :) Do kupienia TUTAJ.
Wszystkie trzy siostrzyczki mają pojemność 8,5g, co przy ich wysokiej wydajności oznacza tylko jedno – wystarczą na lata! Cena (ok.65zł) początkowo może wydawać się wysoka, ale biorąc pod uwagę wielofunkcyjność, jakość i pojemność, uważam, że nie można się do niej przyczepić.
Podsumowując, każda z sióstr jest godna polecenia, ale jeśli szukacie typowego rozświetlacza, to moją faworytką pozostaje oczywiście Mary. :) Ona pasuje chyba każdemu, ja przynajmniej nie znam żadnej osoby, na której źle by się prezentowała, dlatego jest moim zdaniem najbardziej uniwersalna.
Jestem ciekawa, czy miałyście styczność z tym kobiecym trio? Na którą siostrę postawiłyście, bądź zamierzacie postawić? :)
Ocen: rozświetlające siostrzane trio od theBalm: Mary-Lou, Betty-Lou, Cindy-Lou Manizer
Oceń
jaaaaaaaaaaaaaaaa musze je miec wszystkie :D:D
Mam Mary-Lou od niedawna i zakochałam się od pierwszego użycia. Zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś. Jakość tego kosmetyku jest nieprawdopodobna. Jej siostry jakoś mnie jednak nie przekonują ;)
Czaje sie na Cindy od zeszlego roku :D Mary na razie goruje nad reszta siostr :D
Mary i Cindy <3 ale najpierw chcę Mary!
Brakuje mi tylko Betty:) przypomniałas mi ze musze kupić:D
Mam tylko MaryLou
Na pozostałe siostrzyczki mam niemałą ochotę ale się hamuję
Zgodzę się z Tobą = Mary wygląda dobrze na każdej cerze :) Wszystkie trzy widziałam na żywo, ale w mojej kosmetyczce jest tylko właśnie ONA :) MARY: genialna, klasyczna, obłędnie rozświetlająca każdy fragment ciała, który chcemy poddać takiemu zabiegowi i … uniwersalna – posiada wiele zastosowań :)
Super porównanie :)
otóż to :)
Chyba zdecydowałabym się na Mary-Lou, ale Betty też jest ciekawa i na pewno przydałaby się w wykończeniu makijażu ; ))
Mary to klasyka :-)
Wszystkie są przepiękne, ale w mojej kosmetyczce jako pierwsza zawitała Mary-Lou i od razu przekonała mnie do codziennego rozświetlania twarzy. Bardzo mile zaskoczyła mnie jej wydajność – używam Mary od kilku miesięcy i nie widzę dużego ubytku. Czaję się na Cindy, chociaż trochę się obawiam tych ciepłych tonów, bo mam cerę bladą i naczyniową. Jak mi się w lecie uda porządnie opalić to na pewno zainwestuję w Betty :-)
Bo Mary jest najlepsza :-) u mnie też ubytku nie widać, a cały czas mam pierwsze opakowanie! :-)
Mam Mary i zgadzam się ze wszystkim co napisałas – jest cudna! Ale mam chęć też na Cindy, jeszcze żaden kosmetyk TheBalm mnie nie zawiódł więc pewnie zawita wkrótce do mnie wraz z cieniami Meet Matt(e) Nude :)
cieszę się! Ja też uwielbiam theBalm i wciąż poszerzam zbiory, matów nie mam (jeszcze;)), ale chcę mieć bo są piękne <3
Mary-Lou i Cindy- Lou mi się marzą :)
Betty raczej by mi nie pasowała :/
Muszę w końcu zdobyć Mary :)
Podobają mi się wszystkie, ale najbardziej do gustu przypadła mi Cindy :)
Mam je wszystkie ale moje serce skradła Betty. Z początku byłam sceptycznie nastawiona ale po kilkunastu próbach bardzo polubiłyśmy się z Betty.
Podejrzewam, że musisz mieć ciemniejszą karnację. :-) Używasz jej w roli roświetlacza, tradycyjnie? czy jako bronzera?
kiedyś kupię sobie CINDY, świetne porównanie. kiedyś myślałam, że rozświetlacz jest mi zupełnie zbędny, teraz nie wyobrażam sobie bez niego makijażu
dzięki :-) z rozświetlaniem mam to samo! :-) kiedyś bałam się jak ognia, teraz nie wychodzę z domu bez niego ;-)
Mary najpiękniejsza :) muszę ją mieć ;).
Mam Mary, ale zaczęłaś mnie kusić Cindy :)
no cóż, nie ukrywam, że chciałabym mieć je wszystkie :D
Mam Mary i Cindy i obie uwielbiam ;) Betty na razie mnie nie kusi ;)
O mary marze i chyba tylko o niej, bo reszta jest taka… Sobie
wszystkie trzy są piękne, tylko całkowicie inne :-)
Mary-Lou marzy mi się bardzo bardzo :)
Uwielbiam Mary-Lou <3
JA chce je wszystkie :D
Jeśli pojawi się czwarta siostra, to też ją kupię! Uwielbiam The Balm :-)
polać jej :D
do tej pory z tej trójki chciałam jedynie rozświetlacz, ale jak zobaczyłam powyższe zdjęcia to chętnie bym przygarnęła wszystko :)
ja ogólnie wszystko z oferty TB bym chciała :-) kocham! <3
Urocze opakowania! Nie mam żadnego z ich choć jak dla mnie to rozświetlacz to tylko ten pierwszy, drugi rzeczywiście może służyć za róż, a trzeci i drugi za cień do powiek
dokładnie :-)
uwieolbiam Twoje zdj .. uwielbiam thebalm !!
dzięki ;-))
lubię tą firmę, ma fajne kosmetyki. ja bym chyba te kolory mieszała w różnych kombinacjach :)
to też jest myśl :-)
Mam Mary Lou, już od bardzo dawna i nawet nie znać, że była używana :)) Nie tylko wydajność, ale jak wspomniałaś efekt jest powalający. Warto odżałować trochę więcej grosza i ją kupić. Cindy kusi, może kiedyś. Ja używam jeszcze Mary w zewn.kącikach oczu do lekkiego rozjaśnienia spojrzenia. Ogólnie kosmetyk na szóstkę!!
Ja też, nie wspominałam o tym, bo pisałam o całej powiece. :-) Fajny efekt jest jak mam Mary na policzkach i w kącikach. :-)
Chociaż to Mary podoba mi się najbardziej to jednak gdybym tylko miała nadmiar gotówki kupiłabym je wszystkie! Chociaż pewnie Betty nie sprawdziła by się na mojej bladej twarzy.
też jestem blada :-)
właśnie jutro lecę kupić sobie Mary Lou, w końcu się zdecydowałam :) a masz może bronzer bahama mama? tzn. gdzieś jego recenzję? bo też chcę go jutro kupić, a ciekawa jestem co o nim myślisz :)
Mam i bardzo lubię. Tu recenzja:
https://www.agatabielecka.pl/2014/07/bronzer-idealny-thebalm-bahama-mama.html :)
Ps. Tak na przyszłość, po prawej stronie strony, w pasku bocznym masz wyszukiwarkę. Wystarczy, że wpiszesz interesujące Cię słowo kluczowe i pojawią Ci się ewentualne posty na dany temat opublikowane na blogu. ;)
Marzy mi się mary lou ale brak funduszy nie pozwala :(
Kochana, nie trafiłaś przypadkiem na podróbkę? :(
http://www.behindgreeneyes.com/2015/05/how-to-spot-fake-mary-lou-manizer-by.html
Nie, wszystkie 3 pochodzą z pewnego źródła. ;)