Odkrycie stycznia: róże Bourjois – 16, 32, 33, 34, 54
Róże Bourjois bardzo długo mnie nie kusiły, napiszę nawet więcej, podchodziłam do nich z ogromnym dystansem i niechęcią, bo uważałam, że są słabe. Wszystko przez to, że kilka lat temu, przy okazji jakichś zakupów na allegro kliknęłam cień/róż Bourjois w identycznym różowym puzderku, który był bardzo trwady i nie grzeszył pigmentacją. Nałożenie go na powieki w sposób widoczny graniczyło z cudem, na policzkach mógł ewentualnie uchodzić za rozświetlacz, ale wtedy jeszcze nie sięgałam po tego typu kosmetyki. Ta “przygoda” tak mnie zraziła, że choć wiele z Was mi je polecało, jakoś nie paliło mi się do kolejnych prób. W styczniu w moje ręce wpadło jednak pięć różanych kolorów i muszę, po prostu muszę to napisać – jestem zachwycona i byłam głupia, że tak długo się broniłam! Mam wrażenie, że trzymam w dłoni całkiem inny produkt niż ten sprzed lat.
Tak jak wspomniałam wyżej , posiadam 5 kolorów:
♥ 54 Rose Frisson – dziewczęcy, róż, z domieszką brzoskwini, na policzku wygląda bardzo świeżo, ma najmniej drobinek;
♥ 34 Rose D’or – róż ze złotawymi, drobno zmielonymi drobinkami, podobny do Rose Gold ze Sleek i Hot Mamy z theBalm, daje ładne, subtelne rozświetlenie, bez widoczego brokatu;
♥ 33 Lilas D’or – ciemny, brudny róż zawierający dużą ilość drobinek, które na twarzy jednak nie są mocno widoczne i nie dają efektu dyskotekowej kuli;
♥ 16 Rose Coup de Foudre – ciepły róż z domieszką łososia i brzoskwini;
♥ 32 Ambre D’or – przybrudzona brzoskwinia z domieszką brązu, ze złotymi drobinkami.
Starałam się oddać jak najlepiej kolory na zdjęciach, ale bardzo ciężko zaprezentować ich prawdziwy urok. Na żywo wyglądają jeszcze ładniej, dlatego polecam przejść się, do drogerii, gdzie są szafy Bourjois i popatrzeć na kolory. :)
Żaden róż nie jest w pełni matowy. Początkowo te drobinki mogą przerażać, ale nie wiem co w nich jest takiego, że za każdym razem na policzkach efekt końcowy prezentuje się pięknie. Nie jest to nachalny brokat, który straszy nas tandetnym błyskiem. Całość wygląda subtelnie oraz delikatnie. I choć każdy z posiadanych przeze mnie odcieni różni się od siebie, nie jestem w stanie wskazać faworyta.
Róże są bardzo dobrze napigmentowane, co mnie zaskoczyło, bo w pamięci miałam swój jedyny, felerny egzemplarz sprzed lat. Wystarczy lekkie muśnięcie pędzlem, by podkreślić policzki. Powiedziałabym nawet, że trzeba uważać, by nie przesadzić. Jak sobie za pierwszym razem maznęłam, to musiałam porządnie rozcierać. ;)
Mają też bardzo ciekawą formułę, nie są suche, a przyjemnie satynowe. Dobrze przyczepiają się zarówno do skóry, jak i do pędzla, choć mimo wszystko, trochę pylą.
Pochwalić muszę także trwałość, mam wrażenie, że te róże są niezniszczalne. Nakładam je rano, a wieczorem patrząc w lustro wciąż je widzę. Oczywiście duże znaczenie ma tu także rodzaj cery i pozostałe kosmetyki użyte do makijażu (podkład/puder). Ja aktualnie nie mam wielkiego problemu z przetłuszczaniem więc siłą rzeczy, wszystko trzyma się u mnie dłużej niż kiedyś, gdy walczyłam z nadprodukcją sebum. Nie zauważyłam też by migrowały po twarzy, nieestetycznie się ścierały – jeżeli naprawdę długo i często rozmawiam przez telefon danego dnia, to kolor po prostu robi się troszkę jaśniejszy i mniej intensywny.
Nie zauważyłam, by róże wpływały jakoś negatywnie na moją cerę. Jeżeli coś mi nie służy, od razu pojawiają się drobne krostki i zaskórniki, w tym przypadku nic złego się nie dzieje. Zero zapchania, podrażnienia, uczulenia itp.
Na pochwałę zasługuje również samo opakowanie – okrągłe, małe, a zarazem poręczne, cukierkowe puzderko wygląda bardzo kobieco. Zmieści się w najmniejszej kosmetyczce. Dodatkowo zostało wyposażone w lusterko oraz pędzelek. Choć uważam, że nie jest on najgorszy (ma dość miękkie włosie) i da się nałożyć kosmetyk, to i tak go nie używam, więc wyciągnęłam wszystkie i schowałam do szuflady. Nie lubię, gdy coś mi niepotrzebnie lata pod ręką. ;)
Nie mogę też nie wspomnieć o zapachu. Jest mocny, intensywny i charakterystyczny. Mi osobiście podoba się bardzo i przypomina trochę wanilię, a trochę dojrzałą, elegancką i pewną siebie kobietę wypryskaną mocnymi perfumami. :D Bardziej wrażliwe nosy jednak ostrzegam, bo może drażnić.
Jeśli chodzi o wydajność, to wiadomo – róże są nie do zużycia. Wypiekana formuła sprawia, że z opakowania ich w ogóle nie ubywa. Jeżeli komuś udało się dobić dna, to szacun, choć wydaje mi się, że prędzej musiał po prostu kosmetyk wyrzucić do kosza. ;)
Na koniec jeszcze swatche, nałożone mocniejszą ręką. Oczywiście na policzku, za pomocą pędzelka, możemy uzyskać subtelniejszy efekt. :)
Wydaje mi się, że temat wyczerpałam, ale jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało. Jeszcze raz zachęcam do przejścia się do drogerii i obejrzenia testerów na żywo (gama kolorystyczna jest bardzo szeroka), a później do zakupów online, gdzie można dostać róże w bardzo atrakcyjnych cenach. Moje przyleciały do mnie z ekobieca.pl, gdzie kosztują 25,99zł. Dla porównania – Rossmann 49,99zł.
Jestem bardzo ciekawa co sądzicie o kultowej propozycji Bourjois? Lubicie? Zakładam, że większość z Was miała z nimi styczność i bardzo je sobie chwali, bo skusiłam się na nie, głównie z Waszego polecenia. Tak często padały w komentarzach, że musiałam się przekonać na własnej skórze, czy faktycznie są takie fajne i co w sobie mają. Teraz już wiem. ;)
Ocen: Odkrycie stycznia: róże Bourjois – 16, 32, 33, 34, 54
Oceń
Uwielbiam te róże, niezwykle udany produkt:)
Mam jeden i ma on ogromy minus po kilku miesiącach skamieniał, zresztą tak samo jak czekoladka.
ja się czekoladki pozbyłam. :)
Ja mam nr 54 i też mi kamienieje, więc muszę go skrobać co jakiś czas…
No to ja się mogę podpisać pod Dziewczynami, mój róż z Bourjois też po niedługim czasie skamieniał :/ ale to było jakieś 2 lata temu, może teraz poprawili jakość kosmetyków… :)
No właśnie widzę po komentarzach, że u niektórych coś z nimi nie halo, ciekawe jak będą zachowywały się moje po jakimś czasie, bo teraz są całkowicie bezproblemowe. Na pewno dam znać jak coś się zmieni. :)
u mnie się tak stało z czekoladą ale róż mam już długo i nic nie zauważyłam ;)
Dziewczyny, wiecie skąd bierze się twarda powłoka zarówno na czekoladce jak i różach? To sebum z brudnych pędzli/palców/gąbeczek…
Sa piekne …..ale jakbym chciala kupic to ciezka decyzja jaki kolor wybrac :-)
Skuszę się chyba na ten róż :)
Jeszcze nie miałam do czynienia z tymi różami ale może w końcu wypróbuje jakiś kolorek. Piękne zdjęcia. Pozdrawiam:)
A ja kompletnie nie jestem zadowolona :( Mogę jeździć i jeździć pędzlem i kolor prawie się nie nabiera. Ktoś mi doradził żeby zeskrobać wierzchnią warstwę i tak staram się robić, ale to upierdliwe :/
…dosłownie nie do zdarcia:) potwierdzam!
oczywiście miałam je lata temu w starym opakowaniu, gdzie szybko skamieniały i nawet skrobanie ich nie pomagało. Patrząc na Twoje zdjęcia kupiłabym wszystkie te odcienie ! :)
Kiedyś to były straszne kamienie, przynajmniej ja taki kamienisty miałam :)
Mam 37 i 34 i też bardzo lubię ich zapach :)
Już długo na nie się kuszę:) Numerek 34 wygląda rewelacyjnie:) Jak się w końcu zdecyduję to pewnie na ten właśnie zapoluję;)
Kupiłam jakiś czas temu 40 Rose The i właśnie jest taki twardy, że w ogóle nie mogę go nabrać na pędzel :( Pomaga jedynie zdrapywanie, co jednak zabiera dużo czasu i jest mocno irytujące. Bardzo się zraziłam…
Najlepszy róż, nawet już nie liczę ile ich miałam, i ten zapach…. Jedyny róż którym nie można sobie zrobić krzywdy :)
Uwielbiam te róże, dają niesamowity efekt, według mnie bardzo subtelny, choć są kolory z którymi muszę uważać. Potrzebują też wsparcia odpowiedniego pędzla. Część osób które na nie narzeka, często ma niewłaściwy, zbyt miękki pędzel.
Mnie kusilo jeszcze w grudniu kilka ceglastych odcieni tych róży. Jednak gdy zobaczyłam melbe z mac'a i rockateur z benefitu, to zrezygnowałam i tylko o nich marzę :)
mam 33 i 34 i są bardzo fajne, subtelne, ale efekt można stopniować, krzywdy nie da się nimi zrobić, lubię je :)
32 i 33 to totalnie moje kolory ;)
33 jest przepiękny! <3
To prawda z tą jakością. Lata temu wyrzuciłam niewiele zużyty róż, bo nie dało się go nabrać na pędzel. Ten kupiony rok temu zachowuje się całkiem inaczej :)
33 identyczny jak NARS Orgasm :)
Używam odkąd zaczęłam się malować, to był mój pierwszy róż. Mam chyba z 8 kolorów i wszystkie bardzo lubię, od dłuższego czasu planuję opisać je na blogu i zesłoczować (uh, brakuje mi polskiego odpowiednika ;)), bo od mojego postu ze zdjęciami na wizażu minęły już chyba ze trzy lata i kolekcja mi się zaktualizowała… Ale jakoś weszłam w posty modowe i na kosmetyki brakuje mi czasu ;) Ale róże są świetne, używam ich na klientkach i jeszcze nigdy nie zawiodły :)
Pozdrawiam, Yenn
PS. Fajne zdjęcia :)
34 jest mi najbliższa pod względem kolorystycznym, ale jakoś nie potrafię przekonać się do róży z drobinkami. Wprawdzie mój ulubieniec z Annabelle Minerals nie jest całkowicie matowy, ale na skórze trudno dostrzec drobinki. U innych bardzo podoba mi się subtelna tafla, ale przy mojej przetłuszczającej się cerze staram się unikać dodatkowego blasku. Może kiedyś zapanuję nad produkcją sebum i wtedy z przyjemnością powiększę swoją kolekcję o róże z drobinkami:)
Nigdy nie próbowałam, być może wkrótce się skusze :)
uwielbiam ten róż, on nigdy się nie kończy!
ja wole brązer :)
Mam i uwielbiam ;) a zapach jest nieziemski, chciałabym takie perfumy ;)
Marzy mi sie kolorek 33 :-)
Znam i jak dotąd to najlepsze róże jakie miałam okazję używać.
a dla Ciebie który wygrywa ? i będzie najczęściej używany???
Napisałam w poście, że nie potrafię wskazać faworyta, każdy mi się podoba. :)
Klasyki, jedne z najlepszych róży:)
Wyglądają ciekawie :)
Mój pierwszy róż Bourjois mama kupiła mi na studniówkę i był to nr 03 brun cuivre. Przez lata go używałam, i był jedynym różem w mojej kolekcji. Następny kupiłam na swój ślub i był to któryś z kolorów różowych z drobinkami. znowu używałam go przez lata. Potem wróciłam do 03, a obecnie mam 4 kolory: 03, 95 rose de jaspe, 12 brun poudre i 37 rose pompon.Nie wyobrażam sobie w tej chwili żebym ZAWSZE nie miała choć jednego różu Bourjois :) I ten ich cudowny zapach, i to charakterystyczne urocze opakowanie…
Piękne zdjęcia, moim zdaniem w pełni udało Ci się oddać urok tych róży :)
Wcześniej mnie do nich nie ciągnęło, mój jedyny egzemplarz stwardniał na kamień, ale skoro coś w tym względzie się poprawiło, to muszę się im przyjrzeć bliżej ;)
Mam ten róż i kompletnie nie potrafię sobie z nim poradzić, w ogóle nie nabiera się na pędzel, mogę machać i machać i nic. Myślałam że może skamieniał (chociaż był taki od początku), ale nawet zdrapanie wierzchniej warstwy nie pomaga, on w ogóle nie trzyma się włosia. Muszę przejść się do drogerii i rozeznać w testerach, może akurat trafił mi się taki egzemplarz (dostałam go).
Zanim kupiłam swój róż naoglądałam się w internecie zdjęć z rożnymi odcieniami. Padło na 54 i jestem nim zachwycona :) daje ładny, trochę dziewczęcy efekt no i trwałość bez porównania z różami, które dotychczas używałam :)
Mój ulubiony róż! Rzadko kiedy go używam aczkolwiek jest moim niezastąpionym kosmetykiem :)
PIĘKNE ZDJĘCIA!!!
dla mnie chyba ten 34 ;)
Mam tylko jeden róż Bourjous i jakoś nie przepadam, dla mnie jest zbyt twardy, ciężko się go nakłada na pędzel. No i niby gama kolorystyczna duża, ale nic dla tych, co lubią maty.
U mnie ten róż ściera się po 3 godzinach :(
A ja tam je uwielbiam :)
Piękne!
Ja mam numerek 49 Rose de Jaspe i jest to jeden z moich ulubionych róży – pięknie wygląda na policzkach! Zapach tak jak napisałaś przypomina mi eleganckie perfumy, piękny, zmysłowy, kobiecy (ale nie dla każdego). Za każdym razem jak go używam to najpierw go wącham :P No i jest nieziemsko wydajny, używam go bardzo często a w ogóle nic nie ubyło!
Ale cukieraski :D
no właśnie ja dawno temu też zniechęciłam się do tych róży z tych samych powodów co ty i aż mi żal że nie mogę sobie kupić tych cudeniek.
prześliczne są ! :)
Aż chce się kupić. Cały czas myślę o nich przy promocji, tylko denerwuje mnie ta myśl, że zaraz mi skamienieje. Ja ostatnio stałam się wierną fanką róży Butterfly, tani kosmetyk, ale zaskakująco dobry :)
Wszystkie są piękne!:-) Warto zainwestować chociaż nie są najtańsze to starczają na bardzo długi czas.
ja jak w 200 rjechałam do anglii znaleźć pracę i mieszkać zakupiłam pare dni przed wylotem ten róż w kolorze 36 peche vitaminee-i najlepsze jest to zeparę lat go używałam dzień w dzień i do dzś go mam więc są po prostu niezniszczalne! dodam że jest rok 2018 :) czyli róż liczy sobie 12 lat :) nadal sprawuje sięświetnie ale ze względu żejego data ważności minęła już dawno w zeszłym roku kupiłam świeży w tym samym kolorze co było wyczynem,ponieważ nr 36 jest bardzo słabo dostępny(jeśli komuś zależy na tym kolorze peche vitaminee 36 to golden rose ma ientyczny róż… Czytaj więcej »