Denko, czy garść kosmetycznych zużyć
Postanowiłam wrócić do publikacji denka. Myślę, że taka garść mini recenzji co jakiś czas będzie przydatna. Sama lubię czytać tego typu wpisy, bo albo odkrywam jakieś kosmetyczne perełki, albo jestem w stanie uniknąć zakupu bubla, więc mam nadzieję, że i Wam się reaktywacja tego cyklu spodoba. :-) Zapraszam do dalszego czytania!
Bell HYPOAllergenic CC cream, to jeden z moich ulubionych lekkich “podkładów” na co dzień. Polecałam Wam go już mnóstwo razy, wiem, że u wielu z Was sprawdza się równie dobrze, co niezmiernie mnie cieszy. Zapewnia lekkie krycie, ładnie cerę wygładza i ujednolica, świetnie się z nią stapia, nie zapycha, nie przesusza. Niezmiennie mój hit, więc bankowo kupię kolejną tubkę. :-)
L’Oreal Volume Million Lashes Extra Black wersji So Couture nie pobija, ale to wciąż całkiem niezły tusz, do którego czasem chętnie wracam. Ładnie wydłuża, pogrubia i rozdziela rzęsy, utrzymuje też ich podkręcenie za pomocą zalotki, jest trwały i nie osypuje się w ciągu dnia.
Avon, SuperShock, czarna kredka o żelowej formule, której nie zużyłam co prawda do końca, ale musimy się rozstać, bo jej rysik wysechł. W czasach swej świetności była doskonała – głęboko nasycona kolorem, odpowiednio miękka, bardzo kremowa, gładko sunęła po powiece. To jedna z lepszych kredek, które znam. Przed ostrzeniem wymagała jedynie wrzucenia na chwilę do lodówki lub zamrażarki.
Armani, Si, to moje ukochane perfumy i trochę mi smutno, że kolejna buteleczka dobiła dna. W tym zapachu czuję się jak milion dolarów, w zależności od okazji – kobieco, seksownie, z klasą, albo też dziewczęco i na luzie. Od razu też wzrasta moja pewność siebie. :-) To aromat trwały, bardzo zmysłowy, pięknie rozwijający się na skórze i wzbudzający wiele zainteresowania. Czas zaopatrzyć się w nową butelkę.
Kenzo, L’eau Par Kenzo pour femme, to również zapach, do którego lubię wracać. Tym razem z kategorii tych świeżych, rześkich i dość charakterystycznych. Nuty zapachowe, które tu znajdziemy to mroźna mięta wodna, lilia wodna, niebieski cedr, wodny jaśmin i wanilia. Dla mnie Kenzo to zastrzyk pozytywnej energii.
L’Oreal Professionnel Paris Liss Unlimited, to maseczka do włosów, która jest niezła, ale nie na tyle, bym do niej wróciła. Zdecydowanie lepiej sprawdza się u mnie wersja Intense Repair (klik). Wersja fioletowa ma włosy dyscyplinować i wygładzać, i faktycznie robi to, ale nie jest to jakiś spektakularny efekt. Pasma wyglądają lepiej, łatwiej się rozczesują, są miękkie, ale przy zbyt częstym stosowaniu potrafią być obciążone i przyklapnięte. Musiałam więc sięgać po nią bardzo oszczędnie. Myślę, że po prostu moje włosy są dla Liss Unlimited trochę za cienkie. Jeżeli jednak jesteście posiadaczkami bujnej, mającej skłonność do puszenia się czupryny, to być może seria ta sprawdzi się u Was – maskę oraz inne kosmetyki z tej linii znajdziecie tutaj.
Sylveco, rumiankowy żel do twarzy, to mój niekwestionowany hit myjący. Być może jestem pod tym względem już nudna, ale ja po prostu trzymam się kosmetyków, które się u mnie sprawdzają. Sylveco skutecznie, a zarazem łagodnie oczyszcza cerę, nie podrażniając jej i nie przesuszając. Nie powoduje nowych zmian, przyspiesza gojenie tych istniejących, ma wygodną butelkę z pompką i stosunkowo niską cenę. Nowa butelka już zamówiona, standardowo z zaprzyjaźnionej drogerii ekobieca.pl.
Lirene, żel do mycia twarzy delikatnie kremowy niby nie jest kosmetykiem złym, ale czegoś mi w nim brakuje. Wcale nie jest tak łagodny jak mogłoby się wydawać, a jednocześnie mam wrażenie, że nie do końca dobrze moją cerę oczyszcza. Nie zaszkodził mi w żaden sposób, ale trochę się z nim męczyłam, zużywałam głównie rano. Jego plusem jest z pewnością wydajność i ładny zapach.
MIYA, myWONDERBALM, Call Me Later, regenerująco-odżywczy krem z masłem shea, to doskonały nawilżacz nie tylko do twarzy. Zużyliśmy go wspólnie, więc został doceniony nie tylko przez kobiety. ;-) Ładnie koi zaczerwienienia, regeneruje i łagodzi wszelkie podrażnienia spowodowane warunkami atmosferycznymi – wiatrem i niskimi temperaturami. Odżywia, zmiękcza i uspokaja skórę. Jest treściwy, ale szybko się wchłania i sprawdza się również w roli kremu pod makijaż. Może być także stosowany jako krem do rąk, czy do całego ciała, z uwzględnieniem problematycznych obszarów, takich jak kolana i łokcie.
Rexona Motion Sense Biorythm, to jeden z moich ulubionych antyperspirantów, do którego wróciłam z podkulonym ogonem po zmęczeniu wersji Active Shield również tej samej marki (o rany, jak to śmierdziało i dusiło mnie w nos, totalnie nie rozumiem zachwytów, bo ostatnio o AS głośno;-)). Biorythm ślicznie pachnie, dobrze i na długo chroni przed przykrym zapachem potu, jest wydajny i nie pozostawia białych śladów pod pachami.
Yves Rocher, żel pod prysznic i do kąpieli, gruszka z czekoladą, jest kosmetykiem pochodzącym z limitowanej kolekcji świątecznej. To niezwykle aromatyczna mieszanka zapachowa, słodkawa, ciepła i bardzo apetyczna, idealna na okres zimowy. :-) Żel dobrze skórę oczyszcza, nie przesusza jej, nieźle się pieni i generalnie spełnia swoje zadanie bez zarzutu.
Ziaja cupuacu, krystaliczny peeling cukrowy, złuszczająco – wygładzający, to taki niedobitek spod mojego prysznica. Wreszcie sięgnęłam po słoiczek i zużyłam resztki. Ja generalnie bardzo lubię tę serię, przede wszystkim za słodki, nieco ulepkowaty wręcz zapach (żelu pod prysznic zużyłam kilka butelek), ale peeling nie jest bez wad. Owszem, ma całkiem spore drobinki cukru i nawet dość fajnie naskórek złuszcza, nie przecieka też przez palce i jest łatwy w aplikacji, ale zostawia warstwę na skórze, która dla mnie jest zbyt tłusta i za długo się wchłania. Dla jednych to będzie oczywiście plus, bo balsam jest tu już zbędny, ale mi to nie do końca odpowiada.
Holika Holika Baby Silky Hand Mask Sheet, to nawilżająco – złuszczająca maseczka do rąk w postaci rękawiczek. Azjatycka pielęgnacja coraz bardziej mnie zaskakuje i to na plus. Uwielbiam takie dbanie o siebie “w międzyczasie” i tego typu kosmetyki są dla mnie idealne. Przykładowo mogę czytać książkę i jednocześnie dbać o dłonie bez ryzyka umazania wszystkiego dookoła. Po kwadransie z rękawiczkami skóra jest niesamowicie miękka, delikatna w dotyku i rozjaśniona. Wszelkie przesuszenia, czy zgrubienia (choć tych drugich nie ma u mnie zbyt wiele) są wygładzone i zminimalizowane praktycznie do zera. Znacznie też poprawia się wygląda skórek wokół paznokci. Na pewno sięgnę po rękawiczki jeszcze raz i z chęcią przetestuję też inne produkty tego typu. Tą konkretną maskę znajdziecie tutaj.
Skin79 Animal For Angry Cat, to kojąca maska stworzona wręcz dla takiej kociary jak ja. ;-) Nie dość, że poprawia humor i powoduje uśmiech, to w dodatku faktycznie widocznie na skórę działa. Sięgnęłam po nią, gdy moja cera była zmasakrowana długotrwałym pobytem na dworze, w dość niesprzyjających warunkach (wiatr, zacinający deszcz ze śniegiem). Szybko pojawiło się zaczerwienienie, suche placki i pojedyncze krostki na brodzie (czasem moja skóra właśnie tak reaguje na zimno). Maska bardzo ładnie twarz uspokoiła, złagodziła czerwone miejsca i sprawiła, że zarówno szorstkość, jak i drobne krostki ekspresowo zniknęły. Cera była miękka w dotyku, odżywiona i prezentowała się znacznie zdrowiej niż przed aplikacją. Do kupienia tutaj.
Skin79 Animal For Dry Monkey, to maska nawilżająca, która faktycznie poprawia poziom nawodnienia skóry, relaksuje ją i odpręża. Tuż po aplikacji cera wygląda świeżo, promiennie, ma ładniejszy koloryt, jest jakby bardziej jędrna, elastyczna, mięciutka i aż chce się jej dotykać. Zaczerwienienia są znacznie mniej widoczne, a wszelkie zmiany skórne uspokojone. Wszystkie maseczki z tej serii dobrze przylegają do skóry, nie przesuwają się i są odpowiednio dopasowane do rozmiaru twarzy. Do kupienia tutaj.
Mizon Enjoy Vital-Up Time Watery Moisture Mask, to maska nawadniająca w bawełnianym płacie. Jest bardzo mocno nasączona składnikami i faktycznie doskonale skórę nawilża oraz odpręża. Pozostawia ją gładką, miękką w dotyku i widocznie rozjaśnioną. Wszelkie zaczerwienienia i zaczerwienienia tracą na swej intensywności, a przesuszone obszary znikają, gubiąc gdzieś po drodze szorstkość i uczucie napięcia. Maseczka zawiera kwas hialuronowy, ekstrakt z zielonej herbaty, alantoinę i witaminy A oraz B. Płat jest odpowiednio dopasowany, nie zsuwa się w trakcie noszenia, więc spokojnie możemy wykonywać inne czynności w międzyczasie. W przypadku tego typu masek, ja każdorazowo po zdjęciu ich ze skóry, jeszcze wsmarowuję w nią pozostałości płynu, zarówno te, które zostały na twarzy, jak i te z saszetki. Do kupienia tutaj.
Ufff, dotarłyśmy do końca. :-) Za jakiś czas kolejna część zużyć. Koniecznie dajcie znać, czy miałyście do czynienia z którymś z powyższych kosmetyków – jestem ciekawa jak się u Was sprawdziły!
Pozdrawiam z asystentem Piratem, który tak pilnował blendy, że aż przy niej zasnął. ;-)
Ocen: Denko, czy garść kosmetycznych zużyć
Oceń
poprzedni post
Ulubieńcy grudnia ❄
Maskę mizona miałam, całkiem sympatyczna ;) Co do reszty , mi zużywanie perfum idzie jak krew z nosa, mimo że całkiem sporo ich na siebie wylewam ;) Miya mam wersję żółtą , ale nie jestem pewna czy nie jest też przyczyną moich obecnych problemów ze skórą i chcę spróbować jeszcze innej wersji
Ja mam kilka flakonów perfum, ale zazwyczaj te najbardziej ulubione zużywam najszybciej, a inne stoją. :-D Kremy MIYA mają sporo olejków, więc być może one są przyczyną zapychania?
Bardzo lubię tusze Loreal ;)
Ja też, wersja So Couture to mój ulubieniec!
Ja też ubolewałam jak skończyły mi się moje Si, ale czuję, że trafią do mnie jeszcze raz. Krem MIYA też bardzo polubiłam, ale teraz sięgam po niego zamiennie z wersją kokosową. Ta z masłem shea doskonale sprawdza się u mnie na noc :)
Muszę w końcu się skusić na te maski w płacie, nie miałam okazji testować tych ze Skin79 :)
Ja też obowiązkowo muszę kupić nową butelkę, choć niedawno spodobał mi się nowy zapach – Coach, podobne klimaty, ale nieco bardziej słodkie. :-)
Maseczki w płacie to moje odkrycie 2016, są świetne!
Czaję się na ten krem CC z Bell, a krem Miya, ale w wersji żółtej niedawno sobie sprawiłam :)
Chętnie Ci odsprzedam krem cc z Bell :)
Evelinn i jak Miya? :-)
Kupiłam ten krem cc ku mnie kolor najjaśniejszy bardzo ciemnieje �� Może to wina pH skóry,
Pewnie tak. :-) U mnie na szczęście nie zmienia koloru.
maseczki Skin79 ze zwierzakami dostępne są stacjonarnie w Douglasach za 15zł :)
O widzisz, tak rzadko bywam w Douglasie, że nawet nie wiedziałam. ;-)
Też jestem posiadaczka Si i cały czas mam mieszane uczucia, ale z czasem coraz bardziej jestem na tak ;)
A dlaczego mieszane? :-) Mnie ten zapach zachwycił od razu! ♥♥♥
Mi też nie odpowiada ten krem cc z Bell, chętnie bym go nawet odsprzedała. No i mam zamiar przetestowac krem Miya ale w różowym opakowaniu. :)
Agneska, a dlaczego u Ciebie się nie sprawdza? :-)
z powodu koloru, ciężko dobrać mi jakokolwiek podkład, tylko minerał z AM idealnie stapia się z kolorem mojej cery,a płynnego żadnego do tej pory nie znalazłam odpowiedniego niestety ;/
Rozumiem, czasem faktycznie ciężko z doborem odcienia, dobrze, że minerałki Ci pasują, podkłady AM są świetne. :-)
Ojej, a ja nie miałam żadnego z tych produktów :(
Do nadrobienia zatem :-)
Muszę w końcu kupić te azjatyckie maski:)
Masz pięknego kota :)
Dzięki, ale to właściwie nie jest mój osobisty koteł, a jeden z dwóch kociaków, dla których jesteśmy domem tymczasowym. :-)
Krem CC z Bell uwielbiam i znajdzie się w moich ulubieńcach roku ;)
Tak się zastanawialam czy ta czarna wersja tuszu jest lepsza od tej fioletowej ale juz widze że dobrze wybrałam :)
Ta seria kosmetyków z Ziaji ma śliczny zapach :D Nawet w wypadku samoopalacza :D
Sporo zużyć :) Ja bym płakała nad denkiem swoich ulubionych perfum :(
uwielbiam Si Armaniego ♥
Znam tylko żel Lirene jak dla mnie to też taki średniak ;) Maski w płachcia mnie kuszę i niedługo muszę jakieś zamówić :)
Po zakupie tuszu z Loreala SO Coulture który mi podpasowal nabrałam ochotę na zakup co z jego sióstr. I padło na Extra Black . Fajnie rozczesuje nie kruszy się nie odbija na górnej powiece podczas malowania. Wyjątkowo polubiłam te serie.
Żel Sylveco i maski w płacie uwielbiam. Moją ulubioną jest Angry Cat, ale to nic dziwnego przy dwóch kotach w domu :-)
Ta maseczka z Mizona zdecydowanie należy do moich ulubionych :)
Już kilka razy spotkałam się z tymi maseczkami Mizon Enjoy Vital-Up Time Watery Moisture Mask, i strasznie zaciekawiło mnie opakowanie :)
So Couture chyba nic nie pobije, a do azjatyckich kosmetyków sama już dawno się przekonałam i systematycznie testuję nowe :)
U mnie kremy Mixa spisują się rewelacyjnie :) Póki co faworytem jest różowy I Love Me
Bell HYPOAllergenic CC cream zawsze jak chce kupić – to go nie ma ;) czyli coś musi być na rzeczy!
Ach zapragnęłam kupić perfumy Giorgio Armani jeszcze zanim je powąchałam .Byłam u mojej przyjaciółki gdy pokazała mi że prezentem od jej rodziców na święta właśnie były te perfumy .Psiknęła mi na bluzkę na początku mi się nie spodobały ale po chwili cudo i ten zapach bardzo długo się utrzymywał na ubraniu .Koniecznie muszę je kupić ale w pojemności 100 ml .Zastanawiam się jeszcze nad Alienem lub Decandence .
Ten tusz to mój ulubieniec roku! Jeszcze mi się nie skończył a mam go już na zapasie :)
Ja Nam jedynie ten płyn yves rocher choć ostatnio sie uzależniłam od wersji z mandarynka zdaje sie