Domowe spa: Lirene Skin Detox – świetna maseczka za grosze
Nie zawsze mam czas na dłuższe domowe spa, ale po maseczki sięgam regularnie. Sama aplikacja nie zajmuje wiele czasu, a bardzo poprawia mi samopoczucie, relaksuje i dodaje energii. Zazwyczaj takie zabiegi pielęgnacyjne lubię łączyć z innymi czynnościami – przykładowo, nakładam maskę i idę pisać post, czy bawić się z kotem. ;-) Mam kilka ulubionych masek, do których zawsze wracam, ale dziś opowiem Wam o moim nowym – starym odkryciu, mieszczącym się w niepozornych saszetkach. Zapraszam do dalszego czytania!
Pewnie nie pamiętacie, ale dawno temu, pisałam na blogu o polinezyjskiej masce ściągająco-detoksykującej Spa Resort, Hawaii Face, Dr Ireny Eris, o tutaj. Była świetna, ale posiadała jeden minus – wysoką cenę. Kosztowała 99zł za pojemność 50ml. Z tego względu, choć bardzo ją lubiłam, nigdy do niej nie wróciłam (teraz już jest chyba niedostępna). Jakież było moje zdziwienie, gdy niedawno odkryłam, że dokładnie ta sama maska, ukryta jest w saszetkach pod nazwą Lirene Skin Detox. I co najlepsze – kosztuje tylko 4,99zł za 12ml (2x6ml)!
W zasadzie wszystko przez zapach. Gdy otworzyłam Lirene, poczułam charakterystyczny zapach, który z czymś mi się kojarzył. Początkowo nie mogłam sobie przypomnieć o co chodzi, ale po chwili mnie olśniło – maska Spa Resort! Od razu zaczęłam szukać starego wpisu i porównałam składy. No i bingo! To ta sama zwartość.
Bardzo się cieszę, bo to naprawdę dobry kosmetyk, ale z drugiej strony, ta sytuacja nieźle pokazuje, ile czasem musimy dopłacić za opakowanie, markę całą otoczkę marketingową i udowadnia, że tak naprawdę cena nie zawsze jest wyznacznikiem jakości.
Lirene Skin Detox to z założenia zabieg oczyszczający na bazie glinkowej maski mineralnej. I faktycznie, powtórzę to co napisałam już kiedyś: maseczka naprawdę działa i przynosi super efekty już po pierwszej aplikacji. Dlatego, gdy tylko kapnęłam się, że to ONA, od razu poleciałam do Rossmanna po mały zapas.
Ja zazwyczaj oczyszczam twarz szczoteczką (albo tą z Rossmanna, albo Luną), po czym nakładam maskę na jakieś 10 minut. Pachnie pięknie, jest odpowiednio gęsta, więc chodzenie z nią, to dla mnie czysta przyjemność. Po upływie określonego czasu, zmywam ją, wykonując delikatny masaż. Dzięki drobinkom kakaowca zawartym w składzie, mam przy okazji delikatny peeling.
Tuż po takim zabiegu, skóra jest niesamowicie miękka, delikatna i przyjemna w dotyku, a przede wszystkim bardzo ładnie oczyszczona, lekko napięta (ale nie ściągnięta) i rozjaśniona. Zaczerwienienia są mniejsze, a sam koloryt jakby zdrowszy. Maska też ładnie minimalizuje pory i co najważniejsze, nie przesusza skóry. Wręcz przeciwnie, czuć, że jest ona nawilżona i stan ten utrzymuje się dłużej. Różnica jest widoczna gołym okiem – na drugi dzień rano, aż dwie osoby zapytały co zrobiłam, że mam taką ładną cerę (a to rzadki komplement ;-)).
Jedna saszetka spokojnie wystarcza mi na dwa użycia. Zazwyczaj przekładam resztę do małego pojemniczka z Rossmanna, bo nie lubię gdy kosmetyk jest otwarty i leży gdzieś na wierzchu. Korci mnie jednak, by większą porcję przełożyć do słoiczka po kremie i mieć zawsze wygodną wersję pod ręką.
Podsumowując – polecam! Swoją drogą, nigdy specjalnie nie zwracałam uwagi na maski Lirene, a tu już kolejna, sprawdza się u mnie rewelacyjnie. O drugiej, równie skutecznej – Lirene Illumi Corrector, wspominałam TUTAJ.
Dajcie znać, czy lubicie maski w takiej formie i czy miałyście do czynienia z bohaterką dzisiejszego wpisu. :-)
Przy okazji zapraszam też na instagram. Tam jestem codziennie! :-)
Ocen: Domowe spa: Lirene Skin Detox – świetna maseczka za grosze
Oceń
tej nie znam :) obecnie stosuje na przemian maski bania agafii i bardzo sobie je chwale :)
Mam jedną maseczkę z BA, czeka na użycie. Jakie wersje polecasz?
super! muszę zakupić :)))
Polecam :-)
Często wracam do maseczek Ziaji, bo jakoś inne produkty tej marki ostatnio nie pasują mojej cerze. Teraz używam jeszcze L'Biotica i od czasu, do czasu… Lirene :) Ale nie tej wersji. Wiem już jednak, za czym się rozejrzeć, jak wyczerpię zapasy :)
Też bardzo lubię Ziajkę, maseczki tej marki wyjątkowo mi służą i to od lat. :-)
O kurcze, poczułam się skuszona i na pewno ją kupię :)
Mam nadzieję, że się sprawdzi. :-)
Lirene o ile mi wiadomo jest podmarka dr. Ireny Eris. ja lubie wiele ich produktow w tym podklad w tubce matujacy za jedyne 14 zl. Masek nie stosowalam jeszcze :) ale napewno ja sprobuje. AGU polecam ci maske yoskina w srebrnej szacie nie pamietam jak ona sie nazywala. Ma 2 saszetki peeling i maska zabieg wieczorny poprostu miod.
Ja również ją polecam, dziś ją przypadkowo odkryłam i od dawna nie szłam spać z tak miłą w dotyku, rozjaśniona, napięta cerą. A maska ta nazywa sie zabieg – filler platynowy lifting wolumetryczny. Peeling jaki jest tam dołączony jest to peeling szafirowy. Zastanawiam się czy nie kupić oddzielnie tego peelingu bo wiem że jest sprzedawany w cenie ok 30zl.,ale po dzisiejszej "petardzie" chyba czuję się przekonana do tego zakupu:))
Tak, Lirene to marka należąca do Eris. :-) Co do tej maseczki Yoskine, dziękuję za polecenie, kupiłam ją w Hebe i na pewno wypróbuję! :-)
Koniecznie muszę ją sprawdzić, do mojej trądzikowej cery będzie odpowiednia :)
Jest baaardzo fajna :-)
Ja kiedyś po maseczce z Lirene dostałam tak masakrycznego wysypu, że się popłakałam. To nie była ta.. jak dobrze pamiętam jedna z serii w czerwonym (bordowym) opakowaniu. Jednak od tamtej pory mam ciarki na plecach na ich widok. Jakiś składnik bardzo nie odpowiada mojej skórze.
O to faktycznie, lepiej uważać :-(
Tej maski nie miałam,ale z pewnością ją kupię
Mam nadzieję, że będziesz zadowolona! :-)
Dawno już nie używałam tego typu masek, ostatnio kupuję takie w tubkach :).
Ja też wolę tubki i słoiczki od saszetek, ale nie wszystkie fajne maski można kupić w pełnej wersji. :-(
Nie znam, a ponieważ omijam sklepy kosmetyczne to też nie widziałam.
Zakupowy detoks?
Za Twoim poleceniem skusiłam się na tę maseczkę, w planach miałam jeszcze Dermikę "Senne marzenie", ale nie było :( Nie mogłam wyjść bez niczego, także dzisiaj testuję! Oby i u mnie zadziałała, bo już sobie z moją cerą nie radzę!
Mam nadzieję, że jesteś zadowolona z zakupu :-)
Jeśli chodzi o Lirene to nie pamiętam, żebym miała od nich jakąś maskę, a jak widać muszę spróbować :)
Fajna jest! :-)
Oj skuszę się na pewno. Nie zaszkodzi wypróbować :)
Pewnie, że nie szkodzi :-)
Aga, zdradź proszę czy używałaś już tego balsamu z samoopalaczem Dove w nowym wydaniu? Jak wypada w porównaniu ze starą wersją? Widziałam w starszym poście że się na niego skusiłaś i czekam na jakąś mini recenzję :)
Pozdrawiam
Twoja stała czytelniczka Magda :)
Hej,
Starą wersję kupowałam dla jasnej karnacji i była na pewno jaśniejsza, ale ta wypada bardzo ładnie. Nie jest to sztuczna pomarańcza, nie robi zacieków, ani plam i szybko się wchłania.Chyba podoba mi się bardziej, bo w krótszym czasie daje wodoczny efekt. :-) Schodzi równomiernie, tylko trzeba pamiętać, by porządnie umyć dłonie po aplikacji,bo raz skończyłam z jedną smugą, która zeszła po 3 dniach :-D Ale generalnie, polecam :-)