Podsumowując, jeśli zaczynacie dopiero swoją przygodę z rozświetlaczami, marzy Wam się Mary, ale nie jesteście pewne, czy po kilku razach kosmetyk nie będzie zbierał kurzu bo jednak ten efekt nie jest dla Was, zachęcam rozpocząć od Makeup Revolution. Na pewno będziecie zadowolone. W tej cenie to obecnie najlepsze rozświetlacze jakie znam. Bardziej zapoznanym z tematem rozświetlania dziewczynom, fankom kontrolowanego połysku, także polecam. To naprawdę udana propozycja, wypada niezwykle dobrze na tle innych marek. :)
wypiekane rozświetlacze Makeup Revolution – golden lights i peach lights
Należę do osób, które musiały dojrzeć do używania rozświetlacza. Przez wiele lat moja cera była mieszana, w kierunku tłustej, a ja usilnie stawiałam na matowy efekt. Błysk na mojej twarzy był niepożądany i gdyby ktoś powiedział mi wtedy, że będę sięgać po kosmetyki rozświetlające, popukałabym się w czoło. Wszystko zmieniło się z biegiem lat. Wraz z metamorfozą mojej skóry, zmianie uległo również moje podejście do makijażu. Wiele się nauczyłam, zmądrzałam i teraz wychodzę z założenia, że kontrolowany błysk wygląda dużo lepiej, a przede wszystkim naturalniej niż całkowity mat. Dlatego cieszę się, że coraz więcej firm posiada w swej ofercie rozświetlacze godne uwagi (czyt. takie, które na skórze dają taflę, a nie nachalne drobiny brokatu). Do pewnego czasu poza kultową Mary-Lou Manizer od theBalm, nie było w czym wybierać. Dziś pokażę Wam dwa fajne kosmetyki, które są godnymi pod względem jakości zamiennikami Mary i jeśli rozpoczynacie swoją przygodę z tego typu produktami, warto się na nie skusić. Kosztują niewiele, a na kościach policzkowych wyglądają naprawdę ślicznie. Część z Was pewnie domyśliła się już, że w roli głównej wystąpi dziś marka Makeup Revolution, która szturmem zdobywa blogosferę. Zapraszam do dalszego czytania. :)
W ofercie Makeup Revolution znajdziemy rozświetlacze (Vivid Baked Hightlighter) w trzech kolorach: golden lights, peach lights oraz pink lights. Ja posiadam dwa pierwsze odcienie. Golden lights – mój faworyt, to piękne złoto natomiast peach lights to róż z dodatkiem brzoskwiniowych tonów.
Opakowania wykonane są z dobrej jakości plastiku. Zaliczyły upadek, większe i mniejsze podróże i nic się z nimi złego nie stało. Posiadają przezroczystą górę, dzięki temu od razu widzimy po jaki kolor sięgamy.
Oba kolory przypadły mi do gustu. To po prostu dobra jakość w niskiej cenie. Nie uświadczymy tu drobin brokatu. Efekt jaki uzyskujemy na skórze to piękna, równomierna tafla wspaniale odbijająca światło. Pozytywnie zaskoczyła mnie także pigmentacja. Myślałam, że będzie średnia, ale już jedno pociągniecie pędzlem podkreśla kości policzkowe. Oczywiście moc możemy stopniować. Ja na co dzień preferuję tylko delikatnie muśnięte okolice policzków, ale na wieczór nie żałuję sobie rozświetlenia centralnej części twarzy – np. nosa, łuku kupidyna. Rozświetlacze MUR świetnie sprawdzają się także w roli cieni do powiek. Pięknie wyglądają w wewnętrznych kącikach, czy nałożone w minimalnej ilości pod łukiem brwiowym.
Spiekana formuła jest niesamowicie wydajna. Jedna sztuka wystarczy na wieki, tym bardziej, że w opakowaniu producent umieścił aż 7,5g produktu.
Rozświetlacze są drobno zmielone, konsystencja jest jedwabista, gładko sunie między palcami. Przyjemnie się z nimi pracuje i bezproblemowo aplikuje pędzlem na skórę.
Trwałości również nie można im odmówić. W sobotę golden lights miał wielki test i utrzymał się na mojej skórze od godziny 13 do 4 rano. :) Duży plus.
Nie zauważyłam by któryś z odcieni miał negatywny wpływ na moją skórę. Zero jakiegokolwiek zapchania, drobnych krostek, podrażnienia, czy uczulenia.
A wszystko to za 15zł, czyli cenę niezwykle przyjemną dla portfela. Moje egzemplarze pochodzą ze sklepu puderek.com.pl, Całą dostępną ofertę Makeup Revolution możecie przejrzeć sobie tutaj.
Zapewne jesteście ciekawe jak prezentują się swatche i jak golden lights wypada w porównaniu z Mary-Lou Manizer. Poniżej prezentacja. Jak możecie zauważyć, MUR jest bardziej złoty, a Mary szampańska. Samo wykończenie jest jednak podobne. Dorzucam też porównanie peach lights z Cindy-Lou – podobieństwa nie ma żadnego moim zdaniem.
Dajcie znać jakie Wy macie doświadczenia z MUR bo wiem, że marka ma ostatnio ogromne wzięcie i wiele z Was te rozświetlacze posiada. Lubicie je? :) Dziewczyny, które jeszcze ich nie mają, czujecie się skuszone? Znacie jakieś inne, dobre produkty rozświetlające w tak niskiej cenie? :)
Ocen: wypiekane rozświetlacze Makeup Revolution – golden lights i peach lights
Oceń
poprzedni post
Must Have: pigmenty Kobo ♥
bardziej mi się podoba GOlden Lights :))
mnie też :)
Oj ja też musiałam dojrzeć a i tak wciąż używam rozświetlaczy bardzo delikatnie.
Oba fajne! :D
ja też staram się uważać bo efektu dyskotekowej kuli nie chciałabym uzyskać :D
słyszałam dużo dobrych rzeczy na temat tych rozświetlaczy :) mam Mary, ale tak myślę, że Peach może być zamiennikiem Cindy, jak myślisz? bo rozważałam zakup siostrzyczki Mary, ale może warto uderzyć w Makeup Revolution?
Olga, Peach jest całkowicie inny. Tak myślałam, że ktoś pomyśli o tym więc dorzucam fotkę porównawczą do wpisu. Dla mnie Cindy jest bardziej różem niż rozświetlaczem. Niedługo też zestawię Mary, Cindy i Betty. :)
Przepiękne zdjęcia :) Kolory roświetlaczy też mi się podobają ;)
dziękuję :)
ten brzoskwiniowy bardziej kusi ;)
Peach Lights się nie odznacza kolorystycznie na większości cer i to mi sie podoba w jego używaniu :)
Ja mam na nie ochotę. Sama mam od nich szminki, ale z jednej serii potrafią sie diametralnie różnic od siebie…
A takie pytanie z innej beczki-choć w temacie-stosowałaś kiedyś rozświetlacz z Bell? Jaki daje efekt?
Ja rozświetlaczy używam od dawna na co dzień ale w subtelnych ilościach. Na imprezy lubię podobnie tą ilość dosztukowac. Moim ulubionym rozswietlaczem jaki posiadam jest ten z Top Shop. Zamierzam zamówić te z MR.
Nie potrzeba mi następnych rozświetlaczy. Nie potrzeba mi następnych rozświetlaczy. Nie potrzeba mi następnych rozświetlaczy… Powtarzać i zapamiętać :)) Koszyczek Lirene! :)
Czuję się skuszona, ale moje serce podbiła wersja serduszkowa MUR :3
Golden lights piękny odcień :) moim zdaniem również fajniejszy niż Peach lights :)
Bardzo ładne odcienie i rewelacyjna trwałość! Gdybym nie miała już kilku innych rozświetlaczy, to myślę, że skusiłabym się na Golden Lights :) Chociaż zastanawiałabym się też na Goddes of Love, czyli tym serduszkowym cudeńkiem :)
bardzo ładnie rozświetlają, ja jednak rzadko sięgam po rozświetlacze
Oba są piękne, ale złoty chyba fajniejszy. Kusisz kochana, oj kusisz…
Golden Lights jest przepiękny, skuszę się :)
Golden Lights zdecydowanie na tak :) peach lights jest za różowy :)
Na początek jesieni golden lights jest idealny :)
Wyglądają świetnie ;) Ja do niedawna miałam takie samo podejście jak Ty :P Mam cerę mieszaną w kierunku tłustej i nie wyobrażałam sobie nic poza totalnym matem. Ale taki kontrolowany błysk wygląda świetnie i nie wyobrażam sobie teraz makijażu bez rozświetlacza ;)
Wyglądają super :) . Jeśli nie sprawdzi się u mnie nowa seria rozświetlaczy z Essence, to na pewno po nie sięgnę :)
ja się śmieję, że raczej kolekcjonuję rozświetlacze, niż ich używam ;) mam kilka – kupione w promocji lub pod wpływem pięknych swatchy/opakowania/faktu, że to limitowanka, ale rzadko używam, bo moja cera też ocieka smalczykiem. rozświetlam ją, jak przypadkiem planety ustawią się korzystnie i mam na sobie krem matujący, matującą bazę, podkład i dobry puder i jestem tak matowa, że aż mi dziwnie – wtedy rozświetlacze ruszają do pracy :D
ten złoty jest śliczny, a różowy… jakich wiele, ale fajnie, że dobra jakość w takim przedziale cenowym.
Mam rozświetlacz z MUR, ale jest on w paletce do konturowania i… co tu dużo mówić – dla mnie to niezawodny produkt. Ładnie się utrzymuje na buźce i kosztuje naprawdę niewiele. Za paletkę dałam 15 zł – rozświetlacz, bronzer w kolorze mamuśki z theBalm oraz bronzer rozświetlający – fajna sprawa, ale trzeba uważać, bo pigmentacja jest baaaaardzo mocna.
Czy Revolution – cienie do powiek uczulają? Paleta jest cudna ale mam alergię dlatego pytam.