Dziś pozostaniemy w temacie narzekania. Zachęcona miłymi wspomnieniami związanymi z ostatnim szamponem Garnier, Fructis (pomarańczowa seria, Goodbye Damage), postanowiłam skusić się na jego brata. Tym razem padło na czerwoną butelkę, czyli Color Resist, przeznaczoną do włosów farbowanych i z pasemkami. Szampony, których używam profilaktycznie, wypłukują mi kolor, a że od jakiegoś czasu walczę z delikatnym rozjaśnianiem, zależy mi na tym, by trzymał się on nieco dłużej.
Po kosmetyki do włosów Garnier sięgam regularnie bo mam pośród nich kilku ulubieńców. Należy do nich m.in. odżywka z masłem karite i farba Olia. Na studiach używałam też zielonej serii Fructis i całkiem dobrze ją wspominam. Do czerwonej butelki nie zapałałam jednak miłością. Dlaczego? O tym poniżej.
Szampon bardzo przyjemnie i dość intensywnie pachnie. Ma gęstą, kremową konsystencję i wystarczy odrobina, by umyć nim włosy. Dobrze się pieni, co zwiększa jego wydajność. Butelka ma standardowy dla marki kształt i design oraz charakterystyczną kulkę przy zamknięciu, która oszczędza nasze paznokcie. Do wypróbowania otrzymałam butelkę o pojemności 250ml. W drogerii jest to koszt rzędu 8-10zł.
Po umyciu szamponem moje włosy są miękkie, dobrze oczyszczone i ładnie błyszczą. Niestety Color Resist trochę je puszy. Optycznie jest ich więcej, ale trudno je ujarzmić czego nie lubię. Jestem po świeżym farbowaniu ( ponownie włosy farbowane Garnier Olia – opowiem Wam o moich kolorowych eksperymentach niedługo) i przy myciu woda faktycznie nie ma charakterystycznego, ciemnego zabarwienia, co świadczy o tym, że szampon faktycznie kolor chroni. Za co oczywiście należy mu się plus. Używałabym go dalej, gdyby nie fakt, że już po drugim użyciu na mej skórze głowy pojawił się łupież! Z każdym kolejnym myciem było gorzej, więc odpuściłam sobie dalsze eksperymenty. Mam skórę wrażliwą, łojotokową, ale czasem, gdy już wyjdę na prostą, łudzę się, że mogę wypróbować jakiś drogeryjny szampon. Niestety, w praktyce, rzadko kiedy wychodzi mi to na dobre. ;) Fructis Color Resist okazał się za mocny i zbyt drażniący dla mojego skalpu więc już powędrował do mojej koleżanki, która nie ma takich problemów, lubi markę, regularnie używa linii Fructis i ogólnie ma piękną, bujną czuprynę, choć nigdy nie skupia się na tym jak dbać o włosy. Garnier w czerwonej wersji więc bardzo ją ucieszył. Że też niektórzy mają takie szczęście! :D
Podsumowując, na mojej głowie szampon się nie sprawdził i na pewno do niego nie wrócę. Moja koleżanka za to go chwali bo to już jej nie pierwsza butelka. Dużo lepiej wypadł u mnie jego brat z serii Goodbye Damage. Dobrze też wspominam pomarańczową odżywkę. Teraz jednak z podkulonym ogonem wracam do mojego Dermedica. On najlepiej wie jak poradzić sobie z moim skalpem a przy okazji jak wzmocnić włosy. Garnier, Fructis Color Resist traktuję jako nieprzemyślany krok w swej włosowej pielęgnacji.
Jestem ciekawa, czy kiedykolwiek go używałyście i jakie macie zdanie na jego temat? :)
Ojej, szkoda, że się nie sprawdził. Moja kumpela ma często problemy z łupieżem, a żaden szampon z Garniera go u niej nie wywołuje. Ja wielbię ich odżywkę oil repair (żółta) no i również farbę Olię. Miałam już kilka czarnych pudełek, a teraz używam złocistego brązu :) Ta maska do włosów, która jest dołączona do opakowania….cudo!
moja koleżanka też chwali tę odżywkę i chyba się na nią skurzę w takim razie :) Olię bardzo polubiłam :)
Kiedyś robiłam podejścia do Fructisów, ale wywołują u mnie niesamowity łupież i podrażnienie skóry głowy. Szkoda, bo zapachy mają obłędne!
Kurcze, u mnie pomarańczowy łupieżu nie wywołał, ale ten już tak :(
Ja się wystrzegam Fruktisów, szaleńczy łópież na mojej głowie murowany
niedobrze!
Z fructisowymi szamponami moja czupryna się nie lubi.
Powodują paskudne elektryzowanie się włosów.
ja elektryzowania nie zauważyłam, ale łupież go dyskwalifikuje niestety.
tak myślałam:)
:)
Moje doświadczenia z tą marką są takie same. Szampon żółty (bodajże do zniszczonych włosów) jest super, bardzo fajnie nawilżył moje włosy. Skuszona tym doświadczeniem sięgnęłam po szampon czerwony i…masakra. Włosy po kilku umyciach zrobiły się sianowate, przesuszone i dostałam łupieżu, którego nie miałam od lat. Musiałam poratować się Head&Shoulders z Eucaliptusem. Już więcej po szampony Garniera nie sięgnę, szkoda mi skalpu :)
Kurcze, czyli nie jestem sama. :)
ja łupieżu po fructisach nie mam ale i tak szukam cały czas jakiegoś fajnego do blond pasemek :)
nie polecę niczego bo nigdy nie miałam włosów blond. :)
Nie lubię produktów z serii Fructis.
dlaczego? :)
Nie lubię kosmetyków Fructis. Miałam kilka i żaden się u mnie nie sprawdził.
co robiły na Twojej głowie? :)
Ja byłam z niego dość zadowolona, szczególnie przypadł mi go gustu jego zapach! No i bardzo dobrze oczyszczał :)
zapach ma przyjemny :)
Nigdy nie uzywałam i mam uprzedzenie do tych szamponów. Kiedyś miałam inną wersję Fructis i się nie sprawdzał.
ja uprzedzenia nie mam, ale po czerwony szampon więcej nie sięgnę.
No to mnie przeraziłaś xd Kupiłam go dzisiaj, ale jeszcze chwilkę musi poczekać na swoją kolej, bo mam inne szampony do zużycia :-) Mam nadzieję,że mi się sprawdzi, pozdrawiam :)
Tego akurat nie miała,ale pamiętam,że dawno temu kupiłam zielony Fructis do włosów farbowanych i też strasznego łupieżu po nim dostałam:/