Ostatnio głośno zapowiadałam mój wielki powrót, i co? Moje plany zostały bezczelnie pokrzyżowane. Niestety wakacje nie zaczęły się dla mnie dobrze. Okazało się (niespodziewanie), że mam problemy ze zdrowiem i aktualnie jestem w swoim domu rodzinnym, w trakcie robienia i powtarzania nieszczęsnych badań. ;/
No, ale żeby nie być całkowicie niesłowną, przychodzę do Was z recenzją jednego z moich ulubionych peelingów. Pochodzi on z Avonu, z serii Planet Spa i już jakiś czas temu podbił moje serce. Szczerze mówiąc, gdy kupowałam go pierwszy raz, nie spodziewałam się, że będę do niego wracacać. A na dzień dzisiejszy mam już 3 buteleczkę.
Jego regularna cena to około 30zł. Dość drogo jak na produkt o pojemności 150ml. Dlatego ja zawsze czaję się na promocje – można kupić za tą cenę zestaw składający się z 3 produktów.
Jednak jeśli chodzi o samo działanie to naprawdę go uwielbiam. Po pierwsze – zapach – jest obłędny! Mogę go wąchać i wąchać. I właśnie z tego względu, najchętniej używałabym codziennie. Choć na wizażu wyczytałam, że dla niektórych śmierdzi. Ja jestem od niego uzależniona. Po drugie – drobinki. Mnóstwo delikatnych granulek, które ścierają bardzo dobrze martwy naskórek, nie podrażniając przy tym skóry. Dla wrażliwców powinien nadać się idealnie. Ja yrażnie czuję, że po jego użyciu skóra jest gładka i miękka. Po trzecie – konsystencja. Peeling jest gęsty, nie przelewa się przez palce. Ponadto dość dobrze się pieni i rozsmarowuje.
Jedynym jego minusem jest butelka. Co prawda, dzięki swojej konsystencji można postawić ją do góry dnem bo peeling się nie wyleje, ale wydostać coś z niej jest nielada osiągnięciem. Plastik jest twardy, ciężko ścisnąć po bokach. Ja mam już tak zdezelowane opakowanie, że aż wstyd pokazywać. Zatyczka się ułamała a ja żeby wyciągnąć odpowiednią ilość peelingu przewracam go do góry nogami, lekko pukam w dłoń a potem wyciagam paluchami. Męczarnia. :)
Jednak mimo wszystko uważam, że warto. Moje serce zdobył przede wszystkim zapachem, bo miałam kilka innnych, drogeryjnych peelingów i były też dobre, ale do tego lubię wracać. Fakt, robię sobie przerwy, aby mi nie obrzydł, ale powroty za każdym razem są mega przyjemne. :))
A Wy miałyście z nim do czynienia? Co o nim sądzicie? A może macie jakieś inne, godne polecenia peelingi, z którymi nie potraficie się rozstać?
zgrałyśmy się z serią afrykańską :)
nie miałam niestety tego peelingu, ale z tego co piszesz dla mnie za delikatny. ja lubię porządne ścieranie i ciągle szukam ideału :)
na dzień dzisiejszy bardzo lubię peeling cukrowy z farmony, który opisywałam już jakiś czas temu. lubię też peelingi z joanny, te w małych buteleczkach.
życzę powrotu – przede wszystkim do zdrowia! trzymam kciuki za twoje wyniki :) trzymaj się mocno – mimo pogody za oknem :)
Skusiłaś mnie ;) Mam gdzieś nowy katalog, więc poszukam promocji i kto wie, może się skuszę ;)
Tego peelingu nie miałam ale moim absolutnym faworytem jest peeling także z avonu z serii planet spa- Thailand lotus flower. Pieknie pachnie, pozdrawiam
to także mój ulubiony peeling! zapach ma nieziemski, a uważam, że super z niego zdzierak
właśnie skończyłam nie wiem którą buteleczkę … szóstą?
Polecam wszystkim!
tego peelingu nie miałam nigdy w swoich dłoniach, ale to się zmieni :)
proponuje wlac do niego odrobinke ulubionego balsamu, najlepiej z tej samej serii zapachowej obrocic do gory dnem otwarty w jakims sloiczku po kremie czy zwyklej miseczce, tak troszeczke pod katem. najlepiej rano. i nie ruszac, a wieczorem do kapieli bedziesz juz miala pusta buteleczke i miseczke z peelingiem na miejscu :) bez strat
anta