Czarna maska Pilaten – hit, czy kit?
O czarnej masce Pilaten Hydra Black Mask, czyli czarnej masce z aktywnym węglem z bambusa zrobiło się głośno kilka miesięcy temu. Na początku była wychwalana za spektakularne działanie i nazywana zabójcą wągrów, później zapał ostygł i zaczęła zbierać baty za swój skład. Nie ukrywam, że sama skusiłam się na nią pod wpływem pozytywnych opinii, ale wszelkie obietnice potraktowałam z przymrużeniem oka, bo po prostu nie wierzę, że istnieje produkt, który oczyści moje pory na nosie długotrwale i w stu procentach. ;-) Dziś po wielu tygodniach testów, zapraszam do zapoznania się z moją opinią na temat tego kontrowersyjnego kosmetyku. ;-)
Hit internetów
O Pilatenie usłyszałam po raz pierwszy, gdy jego dostępność w Polsce graniczyła z cudem. Wtedy maskę można było zamawiać między innymi na Aliexpress. Pamiętam, że koleżanka była nią zachwycona, a ja nie czułam się przekonana. Później coraz częściej przewijała się na blogach, na instagramie i co rusz dochodziły do mnie opinie “wow! super! hit”!”, pojawiła się w drogeriach internetowych, więc nie trzeba było długo czekać, by zagościła i w mojej łazience. :-D Teraz myślę, że pięć minut czarnej maski już minęło i obecnie prędzej napotykam opinie neutralne, bądź negatywne, a nie zachwalające jej działanie. Dlaczego? O tym dalej.
Kontrowersyjny skład
Maska ma dość kontrowersyjny skład. Jest on krótki, ale nie ma nic wspólnego z naturą. W zasadzie to alkohol i konserwanty bez tytułowego węgla w składzie, dlatego według Piggypeg “kosmetyk zasługuje na czaszkę pod każdym względem”, porównywany jest też do kleju. Przyznam szczerze, że osobiście, gdy ją kupiłam nie zwróciłam uwagi na składniki, a generalnie w sieci trudno też się do nich dokopać, bo kosmetyk jest bardzo często podrabiany. Jaki mam stosunek do tego wszystkiego? Nadal sięgam po Pilaten. Może wyjdę na ignorantkę, ale niestraszny mi jego skład, gdy widzę, że nie robi mojej cerze nic złego, a wręcz przeciwnie i gdy wiem, że nie używam maski codziennie, a raz na jakiś czas (raz na tydzień lub dwa) i po upływie kilkunastu minut po prostu ją usuwam ze skóry. Co innego, gdybym zauważyła jakiekolwiek negatywne działanie lub gdyby mowa była o kremie do twarzy, przeznaczonym do codziennej pielęgnacji.
Ała, boli!
Wiele dziewczyn narzeka, że ściąganie maski boli, że w gratisie otrzymujemy darmową depilację i że ogólnie trudno się ją usuwa. Ja nie odnotowałam żadnego z tych problemów, ponieważ aplikuję maskę wyłącznie w miejscu, gdzie moje pory są rozszerzone i gdzie borykam się z zaskórnikami otwartymi. Mam tu na myśli nos i jego najbliższą okolicę. Nie widzę potrzeby stosowania jej na policzkach, czole, czy brodzie, bo tam nawet manualnie (czyt. wyciskając ;)) trudno mi oczyścić pory i wiem, że Pilaten raczej na nic się zda. Co do wyrywania włosków – każda maska typu peel off, którą nałożę na całą twarz usuwa mi meszek, dlatego tak rzadko po nie sięgam. :-D Nie dziwię się, że i Pilaten to robi, gdy nałożymy go np. na krańce policzków, lub w okolice brwi, gdzie tych włosków naturalnie jest sporo. Zdejmowanie maseczki też idzie mi sprawnie, pod warunkiem, że nałożę grubszą warstwę. Wtedy odrywam czarną warstwę w zasadzie za jednym pociągnięciem. Mała ilość sprawi, że będą odchodziły małe kawałeczki i wtedy faktycznie staje się to upierdliwe. I tu powtórzę, że mam takie doświadczenia z każdą maseczką peel off. Na koniec kwestia bólu – ona faktycznie mocno przywiera do skóry, więc ja na całą twarz bym jej nie naniosła.
Nie działa – dlaczego?
Wiele dziewczyn oczekuje spektakularnego działania, ja też! Umówmy się jednak, że żaden kosmetyk nie zdziała cudów, jeśli w większości mamy zaskórniki zamknięte i przede wszystkim, gdy przed aplikacją nie rozpulchnimy nieco porów i nie doprowadzimy do ich rozszerzenia. Szybka parówka, ciepły kompres i kilka minut cierpliwości z pewnością zwiększy działanie każdej maski tego typu. U mnie, tak jak pisałam już wyżej, wszelkie kosmetyki peel off z powodzeniem oczyszczają nos. Gdzie indziej wchodzi w grę oczyszczanie manualne, albo złuszczanie.
Jak stosować?
Uściślając: najpierw oczyszczamy twarz, następnie wykonujemy parówkę, by rozszerzyć pory. Osuszamy cerę i aplikujemy grubszą warstwę maski (tutaj uwaga – ona lubi się rozwarstwiać i robić lekkie prześwity) w wybranym obszarze (bezwzględnie omijając okolice oczu!). Czekamy aż zaschnie, u mnie trwa to zazwyczaj około 15-20minut. Delikatnie chwytamy za brzegi maseczki i powoli odklejamy. Pozostałe resztki możemy usunąć zwilżonym płatkiem kosmetycznym.
Jeszcze słów kilka o formule. Maska ma faktycznie czarny kolor i dość płynną konsystencję (mi przypomina płynną smołę) – cienka warstwa zastyga ekspresowo, grubsza potrzebuje więcej czasu więc uwaga na brudzenie i ściekanie – widać to na zdjęciach. Zapachowo nie powala, ja czuję alkohol.
Efekty
Ja mam bardzo rozszerzone pory na nosie, które zanieczyszczają się super szybko. Generalnie czasem mam wrażenie, że mój nos nie pasuje do reszty twarzy, bo to właśnie w tym miejscu mam największe problemy z cerą i wyglądem makijażu. Muszę więc regularnie złuszczać, oczyszczać i nawilżać, by jakoś wyglądać. :-) Przetestowałam mnóstwo kosmetyków oczyszczających pory – maski, plasterki, domowe mikstury. Jedne działają lepiej, drugie gorzej, inne wcale (za jakiś czas przygotuję przegląd i szerzej Wam o tym opowiem). Tej masce działania odmówić nie mogę. Faktycznie wyciąga sporo brudu z mojego nosa, a ja za każdym razem nie mogę się nadziwić, skąd tyle się tam tego bierze. Po zerwaniu widok jasnych kropek na czarnej warstwie bywa zaskakująco obrzydliwy. ;-) Cera natomiast wygląda w porządku – nie jest zaczerwieniona, podrażniona, ani wysuszona.
Czy warto?
Nie odpowiem Wam jednoznacznie na to pytanie. U mnie maska spełnia swoje zadanie – skutecznie oczyszcza mój nos i w żaden widoczny sposób nie szkodzi skórze. Wiem jednak, że jej skład jest daleki od ideału, więc ani nie polecam, ani nie odradzam. Sama sięgam po sporo kosmetyków naturalnych, ale w całkowite bezpieczeństwo natury wierzyłam do czasu, gdy pewien kosmetyk o “super” składzie wywołał u mnie taką alergię, że wylądowałam w szpitalu. ;-) Aha, jeszcze jedno – pomijając skład, jeśli naprawdę nie macie zbyt dużo zanieczyszczeń, to też możecie się rozczarować. :-)
Gdzie i za ile kupić?
Maska stała się już bardzo łatwo dostępna, z tego co wiem, można ją nawet kupić stacjonarnie w drogeriach. Moja pochodzi z drogerii ekobieca.pl. Tubka o pojemności 60ml kosztuje obecnie 14,99zł, natomiast saszetka 1,99zł/6ml. Znajdziecie je tutaj.
Jestem ciekawa Waszych doświadczeń z maską Pilaten! Używałyście? Używacie? Planujecie wypróbować, czy trzymacie się od niej z daleka? Dajcie znać!
Ocen: Czarna maska Pilaten – hit, czy kit?
Oceń
poprzedni post
Kosmetyczne zużycia i garść mini recenzji
Uzywam tej maseczki od ponad miesiaca. Fajnie oczyszcza, mojen skorze nie robi nic zlego. Nakladam na cala twarz i kompletnie nie odczuwam bolu przy sciaganiu, wiec smiesza mnie reakcje dziewczyn na yt w testach tej maski. Fajna maska, ale jesli komus zalezy na naturalnych skladnikach i prawdziwym weglu, to polecam maseczke z zelatyny i wegla w kapsulkach?
Hehe, też dziś oglądałam filmiki. U mnie z nosa odchodzi na luzie, ale trzeba przyznać, że mocno do skóry przywiera, wiec co niektórych może boleć np. na policzkach, przynajmniej tak mi się wydaje. ;-) Węgiel i żelatyna to domowe must have na wągry! :-)
Kupuję jedynie saszetki i używam na nosek, brodę i fragment czoła :) Ale niezbyt często :)
Czyli u Ciebie bez szału? ;-)
Mialam tylko kilka saszetek. Maska co prawda wyciagnela mi kilka brudow ale bez wiekszego wow :) ostatnio znalazlam ja w drogerii w wersji bialej :)
Oo, nie słyszałam o białej wersji, zaciekawiłaś mnie!
A ja polecam taką maseczkę robić sobie samemu w domu z żelatyny i prawdziwego węgla aktywnego :) Ja kupiłam paczkę kapsułek z węglem (60tabletek jakoś około 10zł) i robię mieszankę w kąpieli wodnej. Działa świetnie, nawet mój chłopak polubił! Dodatkowo prawdziwy czysty węgiel też robi swoje :) No i fakt, też mocno przywiera do skóry, więc miejscami ściąganie może lekko boleć.
Aniu, dzięki za polecenie, znam węgiel i żelatynę zarówno w duecie, jak i w innych połączeniach i faktycznie, sprawdzają się świetnie – potwierdzam skuteczność, ale wiesz jak to jest, czasami chcemy na już, na szybko, jakiś gotowy kosmetyk, bez mieszania. ;-) Dlatego szukam i testuję co rusz coś nowego. ;-)
Miałam jedną saszetkę, ale używalam tylko na nosek. Faktycznie coś tam wyciąga, raz na jakiś czas można jej spokojnie używać.
Dokładnie. ;-)
Narazie udało mi się wstrzymać z maską :) za dużo jej ostatnio wszędzie! :)
Czujesz przesyt? :-)
Mimo kiepskiego składu chciałabym ją wypróbować, idealnie sprawdziłaby się przed ważniejszym wyjściem typu wesele :)
Polecam wypróbować saszetkę. :-)
Używam jej juz dość dlugo, zanim jeszcze zaczęła sie pojawiac na blogach i yt. 100 % oczyszczenia nie daje ale pomaga. Nakladam też przeważnie na nos i okolice czasami na brode. A zrywam mocnymi i szybkimi ruchami. Nie przeszkadza mi ze troche boli.
Chyba nic nie jest w stanie oczyścić w 100%. ;-)
jej ale czarnula.
Można kogoś wystraszyć. ;-)
Ostatnio po przeczytaniu kilku recenzji zrezygnowałam z zakupu, ale teraz trochę żałuję. Nie wiem co mam zrobić! :P
Kup saszetkę na próbę. :-)
Ja mam ją u siebie i na razie nie narzekam, bo mi się póki co sprawdza.
Pewnie już bym ją miała w domu, gdyby nie moje nadwrażliwe mieszki włosowe, które po wyrwaniu nawet kilku włosków reagują stanem zapalnym (spuścizna po leczeniu przeciwtrądzikowym).
Miałam saszetkę w koszyku przy ostatnich zakupach, ale przy kasie odłożyłam ;D Chyba ze strachu. U mnie w okolicach nosa jest podobnie, bardzo szybko powstają tam zaskórniki. Radzę sobie plasterkami i podobnie jak Ty zawsze jestem w szoku, skąd tyle brudu na moim nosie!
Po Twojej recenzji być może jeszcze raz odważę się i zakupię słynną, czarną maskę ;)
Miałam maseczkę i ładnie oczyszcza, nie robi mi szkód :)
U mnie się nie sprawdziła, ale była z chińskiego sklepu, może dam jej jeszcze szansę i skuszę się na saszetkę.
U mnie cudów nie robiła kupiłam na e-zebra saszetki zużyłam i tyle. Owszem czoło, brodę, nos coś mi tam oczyszczała ale ze względu na skład wysuszała mi niemiłosiernie te okolice i poszła w odstawkę do tego na czole pojawiło mi się sebum.
U mnie sie nie sprawdzila w ogole, niestety :(
Na początku kusiła mnie bardzo, później przestała. Teraz znowu rodzi się w głowie myśl, aby ją kupić :) Pewnie dorzucę saszetkę przy okazji zakupów ;)
Trzeba przyznać że i świetnie depiluje ;)
Kupiłam swoją w Drogerii Natura, po ok. 24 zł jest ;)
No właśnie jeszcze nie używałam. Ma kiepski skład ale kusi mnie ogromnie. Teraz chyba kupię, bo mam podobny problem z nosem ;)
z Twojego opisu mnie nie kusi
maiłam, byłam zadowolona :)
Mam mieszane uczucia co do tych całych kupnych masek z węglem i momentów ich dosłownego "zrywania" z twarzy. Czasami ciężko się nie popłakać, wydaje mi się, że skóra wtedy mocno cierpi i że jest to dość brutalne :c ewentualnie nałożyłabym ją na nos właśnie tak jak Ty. I szacunek ode mnie za to, że nie demonizujesz chemii i poznałaś się też trochę na naturze :) obie mogą być nam przyjazne, ale też i wrogie.
U mnie nie przynosi prawie żadnych efektów :(
Brzmi ciekawie i już kilka razy słyszałam o niej. Zazwyczaj w superlatywach. Generalnie na temat węgla i kosmetyków z niego. Myślę, że się w końcu skuszę, bo ostatnio mocno się wciągnęłam w kosmetyki naturalne, a i moja cera wymaga pomocy po słonecznym lecie. :-)