Jakiś czas temu na moim instagramie (@agatabieleckapl) wspominałam, że zabieram się za odgruzowywanie mieszkania. Zaglądałam kolejno do każdej szafki i szuflady, sprzątałam, organizowałam i pozbywałam się tego co zbędne. Efekty mnie zaskoczyły, bo z mieszkania wyniosłam około 15 sztuk 35-litrowych worków na śmieci. Były w nich zarówno jakieś kartoniki po kosmetykach, przeterminowane i zniszczone produkty, ale też masa przydatnych rzeczy, z których kompletnie nie korzystam, a tylko zabierały miejsce i przestrzeń. Część oddałam, część sprzedałam i jednocześnie wyciągnęłam ważne wnioski. A wczorajsza rozmowa z koleżanką natchnęła mnie do tego, by się nimi podzielić.
Miałam taki moment w swoim życiu, że zakupy robiłam pod wpływem impulsu, na pocieszenie, poprawienie na stroju. Kierowało mną przekonanie, że nowa rzecz mnie dowartościuje, sprawi, że będę lepsza, fajniejsza, że ktoś mnie inaczej odbierze, że będę na bieżąco. I ja wiem jak to słabo i smutno brzmi, ale tak było, choć długo nie zdawałam sobie z tego sprawy. Zawsze znajdowałam masę wymówek i usprawiedliwień dla moich zakupów.
Ale najgorsze było w tym wszystkim chyba to, że mnie cieszył sam moment zakupu, bo dopamina szybowała wtedy w górę. A gdy już dany przedmiot (oczywiście nie każdy, ale sporo) miałam w rękach, w domu, to on tak sobie potrafił leżeć nieużywany miesiącami. Nie cieszyło mnie jakoś za specjalnie korzystanie z niego, nie doceniałam jego posiadania. Ot, był jednym z wielu.
Przyznanie się do tego było dla mnie niewygodne i potrzebowałam czasu, by realnie temu problemowi przeciwdziałać. A to jest też bardzo trudne patrząc na to w jakich czasach żyjemy i biorąc pod uwagę moją pracę w sieci.
Na szczęście poszło całkiem sprawnie. Porządki w mieszkaniu były dla mnie tak bardzo oczyszczające, że z każdą szufladą czułam jak układają mi się myśli w głowie. Mocno się na tym skupiłam i autentycznie przez kilka tygodni każdą wolną chwilę poświęcałam na sprzątanie. Wszystko wynosiłam na bieżąco, bo moje kosze do segregacji śmieci w kuchni zapełniały się ekspresowo.
Co mi to wszystko ostatecznie dało?
Wiecie, ja nigdy nie będę minimalistką i nawet nie mam takich ambicji. Po prostu chcę otaczać się ładnymi przedmiotami, które realnie są mi przydatne, z których korzystania i posiadania czerpię prawdziwą radość, na które patrzę z przyjemnością. A w kwestii ubrań – w których zawsze ładnie i atrakcyjnie się czuję.
Chcę też przekazywać to Wam – mimo mojej miłości do kosmetyków i współprac reklamowych bardzo chciałabym, abyście pamiętały, że nie zawsze nowe jest lepsze, że jeśli dana rzecz Was kusi, to może poczekać aż zużyjecie to co akurat macie. A aby stworzyć makijaż z czerwonymi ustami nie potrzebujecie kolejnej pomadki, jeśli 5 szminek w tej tonacji leży już w waszej kosmetyczce. Nie chodzi o to, by sobie czegoś odmawiać nadmiernie, ale większość z nas kupuje i dubluje to co już ma. I co jest równie świetne!! Niech to co oglądacie będzie dla Was czasem po prostu inspiracją, a nie koniecznością wydawania pieniędzy.
Wykorzystujmy fajne przedmioty, które już mamy, wyciskajmy z nich na maksa, zamiast ciągle gonić za nowym.
Ja zauważyłam, że dzięki tym wszystkim zmianom:
- Mam więcej czasu! Gdy w mieszkaniu mam mniej ozdób i rzeczy ogólnie, to znacznie wolniej robi się bałan, a jak już faktycznie pojawia się nieporządek, to sprzątanie i względne ogarnięcie przestrzeni zajmuje mi znacznie krócej. Odkładam rzeczy na miejsce, a gdy jest ich mało na blatach, to nie muszę ich przestawiać z miejsca na miejsce, by zetrzeć kurz.
- Zmieniło się moje podejście do ozdób, tych na co dzień, jak i świątecznych – kiedyś chciałam więcej i im więcej dekoracji, figurek itp. Miałam, tym czułam się lepiej. Teraz nadmiar mnie drażni i stawiam na ładne, ale bardziej praktyczne przedmioty np. nie kupuję do kuchni świątecznych gadżetów typu drewniane łopatki z reniferem, czy mikołajkowe słoiczki, a stawiam na ścierki kuchenne w prosty wzór kratkę, czy gałązki, które posłużą mi dłużej. Doceniam uniwersalność, ponadczasowość i prostotę. Nie biegam po sklepach szukając dekoracji, choć moje choinkowe mi się już trochę znudziły, to mimo, iż mam je od lat nadal mi się podobają. Wybieram bardziej świadomie.
- Odkryłam na nowo i doceniłam to co już mam. Przykład pierwszy z brzegu – oglądam czasem filmiki na Instagramie, YouTube, TikToku i coś wpadnie mi w oko (najbardziej wciąż jarają mnie kosmetyki i książki!) i zanim kupię np. kolejny rozświetlacz, róż, błyszczący cień, czy pomadkę, to zaglądam do toaletki i sprawdzam, czy nie mam już czegoś podobnego. No i oczywiście mam. I to najczęściej w ilości kilku sztuk. J A gdy nie mam, to zastanawiam się, czy tej nowej rzeczy będę faktycznie używać, czy jej potrzebuje. Oczywiście nie daję sobie dożywotniego bana na zakupy kosmetyczne, bo to moja praca i pasja, ale staram się np. kupować nowy podkład, gdy jakiś zużyję. Uczę się cały czas zdrowego rozsądku w tym temacie.
- Zdjęłam z siebie też presję bycia na bieżąco z nowościami, trendami – czasem mam ochotę sprawdzić coś nowego, ale nie będę na siłę kupować 10 nowych podkładów do testów, skoro od lat moim ulubieńcem jest truskawkowa Bielenda w promocji za 10zł.
- Mam mniej ubrań w szafie, a jednocześnie łatwiej mi się ubrać. Pozbyłam się wszystkiego co zniszczone, za małe, niewygodne, źle leży i w czym źle się czułam. Wyrzuciłam, oddałam, sprzedałam. Niektóre ulubione ubrania naprawiłam, np. wymieniłam guziki w ulubionym płaszczu (kupiłam go w nieistniejącym już Orsay’u na przecenie za 80zł). Zaniosłam do szewca buty. Mam np. takie skórzane śniegowce z H&M, z którymi ciężko mi się rozstać, bo są super ciepłe i wygodne, dlatego ratuję je jak mogę.
- Uczę się budowania szafy kapsułowej – przejrzałam moje ubrania mnóstwo razy. Określiłam kolory i fasony, w których dobrze się czuję. Trzymam się neutralnych baz i zasady maksymalnie trzech kolorów. Tworzę nowe połączenia i dokupuję wyłącznie ponadczasowe elementy, których mi brakuje, np. skórzane workery, czy czarny puchowy płaszcz. Większą uwagę zwracam na składy. Jestem teraz w procesie zmiany wagi, więc „znaszam” te wszystkie dobre/ładne ubrania, które mam, nawet jeśli są to swetry z akrylu i poliestru. Ale wiem, że jak będę wymieniać garderobę na mniejszą, to już bardziej uważnie i świadomie. Wolę kupić dwie porządne sztuki, niż 10 na promocji.
- Wracając do odkryć i doceniania – gdy pozbyłam się np. nadmiaru ładnych kubków
(co z tego że były śliczne, jak nie pasował mi uchwyt/pojemność/kształt) i zostawiłam tylko te ulubione, z których faktycznie codziennie piję kawę i herbatę, to autentycznie ten proces sprawia mi jeszcze większą przyjemność. - Wiem, gdzie co mam. Nie denerwuję się, że nie mogę czegoś znaleźć, że podczas poszukiwań robi się bałagan, który muszę sprzątać.
- Mam spokojniejszą głowę i mniej codziennych decyzji do podjęcia, co uławia mi życie.
- Oduczyłam się kupowania na zapas – tyczy się do zarówno zakupów spożywczych, jak i pozostałych. Promocje zawsze są, towaru na półkach nigdy nie brakuje, sklepy są na każdym kroku. Teraz staram się mieć w szafce np. maks dwa makarony . Nie kupuję też jakichś fancy produktów, superfoods, bo zazwyczaj ich nie zużywałam. Raczej uzupełniam bazowe składniki, z których korzystam na bieżąco i mogę zrobić wartościowy, pożywny posiłek. U mnie to: drób, tofu, ciecierzyca, jajka, mrożone mieszanki warzyw i mrożone owoce (z działki), tortille/ryż/kasza/makaron, pomidory w puszce, przecier, czerwona fasola, zielenina: rukola, świeże owoce, które wykorzystuję na milion sposobów: banany, jabłka, pomarańcze, śliwki, borówki, warzywa: ziemniaki, marchewki, buraki, cukinie, pieczarki, cebula i czosnek oraz nabiał: skyr, serek wiejski, ser sałatkowy, mozarella light. Do tego imbir, orzechy, siemię lniane, masło orzechowe, oliwa i sprawdzone przyprawy. Mogę z tego wyczarować mnóstwo ekspresowych i zdrowych posiłków na każdą porę dnia. I trzymam się tego, bez zbędnego wymyślania i kombinowania dań, gdzie muszę kupić dziesięć dziwnych składników, bo np. trzeba dodać szczyptę czegoś tam. Szczególnie, że jestem typem człowieka, który może jeść jedno i to samo przez tydzień. :D
- Uważniej robię zakupy, nauczyłam się cierpliwości, ostudziłam impulsywność – np. niedługo przydałoby się wymienić nasz stolik kawowy okrągły (ten czarny), bo już okres świetności ma za sobą. Przeglądam oferty sklepów internetowych i nie akceptuję półśrodków – musi mi się coś naprawdę spodobać i być funkcjonalne, bym zdecydowała się na zakup.
- Zyskałam kilka stówek pozbywając się zbędnych rzeczy, który mogłam zainwestować w swój rozwój – bo teraz głownie na to wydaję pieniądze – zdrowie/kompetencje/wykształcenie i doświadczenie.
- Sprawiłam radość sobie i bliskim – kosmetyczny prezent zawsze ucieszy mamę, czy przyjaciółkę.
No i przede wszystkim sporo się o sobie w międzyczasie dowiedziałam, bo całemu procesowi towarzyszyło mnóstwo rozkmin, przemyśleń i chyba to jest najbardziej fantastyczne uczucie w tym wszystkim. :)
Z całego serca polecam sprawdzić na sobie. :)
Post zawiera linki afiliacyjne w ramach płatnej współpracy z Ceneo.pl.
Uwielbiam takie porządki, zawsze to trochę dodatkowego miejsca :) Ostatnio też bardzo rozważnie robię zakupy.
Zgadzam się z Tobą – regularne porządki w domu są bardzo ważne. Powinniśmy na bieżąco przeglądać nasze rzeczy i pozbywać się tych, których już nie używamy. Dzięki temu nie zagracamy naszej przestrzeni i zostawiamy tylko niezbędne sprzęty takie jak np. u mnie jest to nawilżacz powietrza.
Oj tak, takie porządki są bardzo oczyszczające i potrzebne. Byłam kiedyś strasznym chomikiem, zostawiałam wszystko jak leci. Nawet właśnie kartonowe opakowania po produktach. Po co? Nie mam pojęcia ;) Już jakiś czas temu postanowiłam się z tego zbieractwa wyleczyć. Dosłownie kilka dni temu pozbyłam się 7 kubków. 3 wylądowały w koszu, a z reszty bardzo ucieszyły się moje koleżanki z pracy :) Wietrzenie szafy też robię co jakiś czas. Na ten moment mam 2 duże torby ubrań i butów do oddania:)
Trafiłam tutaj jakiś czas temu, zupełnie przez przypadek i nawet nie pamiętam, czego dokładnie szukałam. Jednak ani trochę nie żałuję! Artykuły na blogu są dobrze napisane, przyjemnym stylem, który łatwo się czyta. Największe wrażenie zrobiło na mnie to, jak bardzo można wyczuć obecność autora w każdym artykule – naprawdę niezwykłe!