Wiedziałam, że styczeń będzie intensywnym miesiącem, ale nie spodziewałam się, że aż tak. Liczyłam, że w tym czasie na głowie będę miała “tylko” sesję, ale się przeliczyłam. W piątek okazało się, że musimy się wyprowadzić do kwietnia. Zaczęły się luźne poszukiwania mieszkania, które znalazło się o dziwo w trybie natychmiastowym i za tydzień odbieramy klucze. Jeszcze w to wszystko nie wierzę, ale to naprawdę się dzieje. Mam nadzieję, że to będzie nasza przedostatnia przeprowadzka, bo w przeciągu 5 lat zmieniałam mieszkania 4 razy i naprawdę mam dość. Dlatego też wierzę, że następnym razem będziemy już przenosić się na swoje! :)
W związku z tym wszystkim mój czas jest mocno ograniczony, tym bardziej, że jutro mam egzamin, na który nie umiem jeszcze praktycznie nic. I podejrzewam, że taki szał potrwa do połowy lutego. A później będzie już tylko lepiej…(Mam nadzieję!:))
Mimo wszystko wpadłam na chwilę by napisać Wam parę słów o malutkim masełku do rąk i paznokci z Inglota, które nabyłam w cenie promocyjnej, za 2zł/3,5g. Jest to niepozorny produkt, który stosowany regularnie do skórek, pomógł mi je zregenerować i odżywić.
Zamknięte w niehigienicznym, niewiele większym od pięciozłotówki słoiczku, sprawia małe trudności w wydobyciu. Mimo krótkich paznokci trzeba się pomęczyć. Masło ma zbitą konsystencję i dopiero po roztarciu robi się bardziej miękkie. Stosuję je tylko do skórek i niepomalowanych paznokci i sprawdza się dość fajnie. Zauważyłam efekt nawilżenia i ogólnego odżywienia suchych skórek. Przez moment miałam z nimi naprawdę duży problem, a teraz jest już w miarę ok. Myślę, że to fajny zamiennik dla tłustego olejku rycynowego, czy oliwy.
Z wydajnością szału nie ma bo wystarcza na około 3 tygodnie, jednak jest to miniaturka w groszowej cenie, wiec nie uważam tego za jakiś minus.
Podsumowując, uważam, że warto się skusić robiąc zakupy w Inglocie. :)
Co Wy na to? Czujecie się zachęcone czy macie jakieś inne ulubione specyfiki do skórek? :)
lubię to masełko, pisałam o nim kiedyś u mnie na blogu. :)
przydałoby się to masełko moim skórkom ;)
Ja jakoś nie przykuwam wielkiej uwagi do skórek. Osuwam je przy uprzednim posmarowaniu w oliwce do skórek i tyle.
moim skórkom nie wiele potrzeba :) ale chyba sobie kupię często jestem w Inglocie
Masło Cupuacu chodzi za mną już jakiś czas, chcę je spróbować w wersji naturalnej (z Mazideł). Inglotowego masełka nie miałam.
oo, no to dobra cena, ale nie cierpie wchodzić do inglota – te sprzedawczynie wrr..
taka promocja-aż żal nie wziąć ;)
No cena powalająca:)
Ja skórki zazwyczaj mocze w oliwie a potem usuwam. Tyle.
Bardzo zainteresowałaś mnie tym balsamem – fantastyczna cena! Kochana, jeśli chodzi o aparat to kupiłam Fujifilm Finepix AX 300, za około 200 złotych (wydatek niezbyt wielki, a aparat naprawdę fajny – lekki, dużo pikseli, pięciokrotny zoom). Póki co jeszcze go "badam", ale sprawuje się całkiem dobrze :)
Kupiłam go w Electro World (w sklepie internetowym są niższe ceny niż w stacjonarnym) za ok 200 zł plus 7 zł przesyłka do Paczkomatu (wygodniej mi z nich korzystać, bo rzadko bywam w domu i nie mogę odbierać przesyłek kurierskich i pocztowych). Myślę, że nie ma potrzeby kupować profesjonalnych aparatów, żeby uzyskać ładne zdjęcia – grunt to światło dzienne :) buziaki :*
Jutro mam zamiar wpaść do Inglota po cień do powiek, to może gdzieś mi się nawinie i go kupię :). Bo moje skórki są w fatalnym stanie.
Poza tym, to przejrzałam duuużą część Twojego bloga i strasznie mi się podoba. Dodaję do obserwowanych :).
Pozdrawiam!