Zacznę od kalendarza, który sprawdza mi się idealnie w planowaniu wpisów na bloga i ogarniania wszystkich publikacji. Mam ambitny plan, by w tym roku dawać z siebie jeszcze więcej i chciałabym, aby nowe posty pojawiały się codziennie, z małymi wyjątkami. Pisanie i robienie zdjęć dawno nie sprawiało mi aż takiej radości i satysfakcji, więc mam nadzieję, że wena szybko mnie nie opuści. ;) Potrzebowałam więc jakiegoś kalendarza, aby spisać wszystkie pomysły i sensownie je rozplanować. Inaczej połowa z nich wyleciałaby mi z głowy i nigdy nie pojawiłaby się na blogu. Dostałam dwa kalendarze A5, gdzie dzień jest na jedną stronę i przyznam szczerze, że kompletnie się u mnie nie sprawdziły. Ten z Kubusiem Puchatkiem (tak, mam prawie 27 lat ;)), jest idealny na blogowe zapiski. Tydzień mieści się na dwóch stronach i mi to w zupełności wystarcza. Za jednym zamachem widzę wszystkie dni i jakoś łatwiej mi nad wszystkim zapanować, gdy nie muszę przewracać stron. No i jest też lekki więc nadaje się do torebki. Poza planowaniem postów notuję też w nim inne rzeczy warte zapamiętania – ciekawe linki, inspiracje, książki, które chcę przeczytać, filmy, albo seriale do obejrzenia. Co najlepsze, kalendarz kupiłam dopiero w połowie stycznia, gdy została jedyna, rozpakowana sztuka w Biedrze. :)
Jakiś czas temu obiecałam sobie, że nie będę kupować już gazet, bo po pierwsze w każdej jest praktycznie to samo, a po drugie ponad połowa stron to reklamy. Nie mogę się jednak oprzeć Elle i Twojemu Stylowi. Przyciągają mnie okładki i piękne zdjęcia w środku. Coraz częściej przymykam oko na reklamowy spam, bo dochodzę do wniosku, że nawet on potrafi być inspirujący – chociażby ze względu na samą fotografię lub grafikę (światło, kompozycja). Na tę chwilę to jedyne dwa tytuły, po które sięgam regularnie i myślę, że z nich nie zrezygnuję.
Wstyd się przyznać, ale w styczniu przeczytałam tylko jedną książkę i jest mi z tym okropnie. Kiedyś jedna tygodniowo, to było mało a teraz… Zdecydowanie muszę ograniczyć czas spędzany przed komputerem i marnowany na pierdoły. No, bo powiedzmy sobie szczerze, na facebooku nie dzieje się aż tyle, by zaglądać na niego co godzinę. ;) Chyba muszę zainstalować jakiś dodatek blokujący tego typu strony w trakcie pracy, bo znacznie ją wydłużają. No, ale dobra, nie przedłużam. Swój wolny czas poświęciłam na nową pozycję Tomka Tomczyka, czyli Kominka. Bloger i social media to aktualizacja poprzedniej wersji książki, wzbogacona o rodział poświęcony SM. Uprzedzając głosy w stylu “jak możesz go czytać“, napiszę tylko tyle – najpierw przeczytajcie, a potem komentujcie, że Wam się nie podoba, proszę. :) Wiem, że z Tomkiem można się nie zgadzać, że wiele ludzi nie przepada za nim (głównie blogerów) i jego kontrowersyjnymi poglądami. Ja przyznaję, że sama nie czytam jego bloga regularnie, ba, jestem tam wręcz sporadycznym gościem, ale uważam, że jego książki są pozycją obowiązkową, dla kogoś, kto myśli o blogowaniu poważnie i chce to robić jak najlepiej. I wierzcie mi, że naprawdę nie chodzi tutaj głównie o zarabianie kasy! Książka, tak jak i dwie poprzednie, naładowana jest mnóstwem przydatnych porad i wskazówek, które zachęcają do wprowadzania zmian od zaraz. Nie ma przemądrzania się, czy wywyższania. Jest za to prosty język i Kominek w roli starszego, doświadczonego kumpla. Nie można się bowiem nie zgodzić, że doświadczenie to on ma i wie co mówi/pisze. Dla mnie to ogromna dawka motywacji oraz solidny kop w tyłek dodający energii i pewności siebie na każdej płaszczyźnie życia. Jeśli sama nie uwierzysz w siebie i w swoje możliwości, nikt nie zrobi tego za Ciebie.
Więcej działo się za to serialowo i filmowo. W styczniu zaczęliśmy oglądać The Affair i pierwszy sezon połnęliśmy w kilka dni. Moim zdaniem jest genialny, ale spotykam się ze skrajnymi opiniami. W roli głównej mamy dwa małżeństwa i zdradę. Cała historia pokazana jest z dwóch różnych perspektyw, jego i jej, które oczywiście bardzo się od siebie różnią. Pierwszy raz spotykam się w serialu z podwójną narracją i jestem pozytywnie zaskczona tym zabiegiem. Serial mocno daje do myślenia, skłania do zastanowienia się nad tym, czy coś, co jest z pozoru stałe i nie do ruszenia, faktycznie może uchodzić za stuprocentowego pewniaka? Niektórych może nudzić wolno rozwijająca się akcja, mi odpowiada, bo każda sekunda naładowana jest milionem emocji. Polecam i czekam na drugi sezon.
Poza tym regularnie oglądałam dwa seriale – Arrow i Suits. O drugim słyszał chyba każdy, bo nie wierzę, że zabójczo przystojny Harvey Specter może być komuś nieznany! ;)) A pierwszego, jeżeli jeszcze nie znacie, odsyłam do wpisu TUTAJ, w którym opowiedziałam o nim więcej. Oliver Queen też jest niczego sobie. :D
Nie mogę też nie wspomnieć o moim ulubionym daniu. Odkąd spróbowałam sałatki przygotowanej przez koleżankę, serwuję ją sobie regularnie. Wystarczy garść rukoli, czerwone winogrona pokrojone w plasterki, ser camembert, pierść z kurczaka, prażony słonecznik i sos czosnkowy (ja robię na bazie jogurtu). Układam wszystko warstwami na talerzu (często głebokim), polewam sosem i posypują słonecznikiem. Na większą ilość osób robię w dużej misce. Niebo w gębie! Nie podejrzewałam nawet, że to ostro – słodkie połączenie może być tak pyszne. Koniecznie spróbujcie!
- Pixele na włosach – jak patrzę czasem na obecne trendy zastanawiam się dokąd ten świat zmierza, serio. ;P
- Gdyby bohaterki z bajek Disneya miały realistyczne włosy… – ech, a ja zawsze zazdrościłam Arielce bujnej czupryny. ;)
Ps. Co jakiś czas tytuł tego wpisu pewnie będzie się zmieniał, bo wciąż nie mam sensownego pomysłu na nazwę tej serii. ;)
przed chwilą gdzieś na fb widziałam tą "modę" na pixele na włosach i pomyślałam, że im coś jest durniejsze tym bardziej modne…indywidualność indywidualnością, ale nie za wszelką cenę :)
Swietny pomysl z nowym wpisem …..czytalam z ciekawoscia. Styczen minal mi super, ale najciekawsze bylo wczorajsze ognisko w Polskim Klubie. Rewelacyjny pomysl :-) …..przypomnialy mi sie dawne czasy harcerskich klimatow- ognisko gitara, spiew i kielbaski …swietny czas.
sałatkę na pewno spróbuję:)
Też mam kalendarz z biedronki tylko z Myszką Minnie, jest naprawdę świetny :D
Lubię takie wpisy :)
Ja jestem w trakcie kończenia 3 sezonu Suits :) Harvey aaach. O Arrow słyszałam, ale nie oglądałam jeszcze
Fajny pomysł, będę podczytywać :)
Rozumiem tęsknoty do zielonego, dzisiaj ze spaceryu przyniosłam gałązki forsycji. Tak, mają już niesmiałe pączki, dfwa, trzy dni w cieple i rozkwitną :) Wiooooosnooooo przyjdź :)
Nie byłabym sobą, gdybym zignorowała Lucusia…. Kocie, trafiła Ci się główna wygrana na loterii życia :) Pozdrawiamy :)
Jak ja dawno nie układałam puzzli :o
Właśnie kończę "Bloger i social media". Powiem Ci, że już zdążyłam zapomnieć, że jestem tam cytowana, i dziwne to było uczucie – zobaczyć swoje słowa w kolejnym wydaniu :D
Czasem ciekawie jest poczytać o czyiś ulubionych gazetach, filmach itd…Szczególnie, jeśli całkowicie wręcz różnią się od moich :) Ups, przepraszam – kot i kwiaty :)
pozdrawiam
Styczen kojarzy mi sie tylko z jednym.. Wczoraj zamowilam swoj pierwszy pedzel z zoevy 227, mam mokro na sama mysl! :D
Ale foty :3 Oddaj puzzle :D
Ja mam problem z serialami. Obejrzałam pierwszy sezon Arrow i bardzo mi się podobał, ale na drugim utknęłam.
Lubię tego typu wpisy :) Mój kalendarz jest z Myszką Minnie, cały czas zastanawiałam się jak wygląda w środku ten z misiem :D
Lubię takie wpisy :))
U mnie książkowo i filmowo nędza, bo sesja, a więc cały styczeń kucie :(
Za to muzycznie odkryłam Alt-J!
Ah, i polubiłam owsiankę :D
Jakie fajne puzzle:) Wally zwiedza świat :)
Świetne zdjęcia, szczerze książkę "Bloger i social media" sama bym z chęcią przeczytała ;)
Z chęcią wypróbuję przepis na sałatkę, bo uwielbiam takie klimaty;)
Coś mi wygląda na to, że jutro będę lecieć po rukolę i spółkę :) Też ostatnio wprowadzałam u siebie akcent wiosenny, acz pod postacią żonkili – od razu człowiekowi lżej na duszy się zrobiło :)
Oooo Puchatkowy kalendarz ♥ Ja miałąm w zeszłym roku, w tym nie udało mi się dorwać i skończyłam z Pawlikowską, ale też jest fajny ;) "Love me like you do, lo lo love me like you do…" leci non stop w moim aucie :D
Proszę zasadzić ogromniastego buziaka w sam czubek nosa Rodzielca mojego ♥♥♥ LOVE!
Rudzielca* miało być, ach ten pośpiech :D
Też mam taki sam kalendarz, który leży teraz na moich kolanach. Notuję plany na rok, a chwilę temu wykreśliłam ten który zaplanowałam.na luty, nie ma odwrotu muszę spełnić kolejne marzenie.
Też lubię czytać u innych blogerek takie bardziej prywatne wpisy. Fajną wymyśliłaś serię, przyjemną dla oka, ciekawą i inspirująca. Na liście do obejrzenia mam 'sędziego' i serial o zdradzie.
Zapowiada się fajna seria. Lubię takie posty. The Affair też zaczęłam oglądać. Pixele na włosach nieco śmiewszą. Co też ludzie nie wymyślą :)
Beyonce, ach Beyonce. Słucham jej nawet teraz :)
Piękne fotki ;)
Fajny wpis :) Whiplash również mnie powalił na kolana. Rewelacja :) Zaciekawił mnie serial The Affair – muszę po niego sięgnąć :)
przepiękne zdjęcia…
Ja bardzo lubię tego typu wpisy :)))))
pozdrawiam
kot jest super:)
Cudowny wpis :-) więcej takich:-)
Super ulubiecy, a ten kalendarz jest extra:)
Seriali nie ogladam, a z gazetami mam podobnie.
Pozdrawiam
A mi wręcz przeciwnie 3 część Uprowadzonej najbardziej się podobała :] Nową piosenkę Ellie uwielbiam, świetna jest :)
Też mam u siebie serię "Miesiąc w pigułce", ale u mnie to bardziej podsumowanie zdjęć z Instagrama :) Pozdrawiam!
Bardzo ciekawy post – mam nadzieję, że seria będzie pojawiać się regularnie :) U mnie styczeń minął bardzo spokojnie, nie działo się nic specjalnego. Luty zaczął się za to seansem w kinie i "Ziarnem prawdy" – lubię takie kino. Planuję również w tym miesiącu zobaczyć "Whiplash". Jestem bardzo ciekawa. Książkowo trochę lepiej, bo ze swojej listy skreśliłam 4 pozycje. Oby ten miesiąc był tylko lepszy :)
pozdrawiam, A