Cieszy mnie to, że świadomość konsumencka rośnie i zwracamy coraz to większą uwagę na jakość używanych kosmetyków. Ja także. Dlatego z przyjemnością podjęłam się przetestowania kosmetyków polskiej marki Melo. Są one dowodem na to, że co jest naturalne i ma dobry skład nie musi kosztować fortuny, a działa naprawdę wzorowo!
Marka Melo dostępna jest wyłącznie w NUTRIDOME, który jest partnerem dzisiejszego wpisu. W asortymencie sklepu znajdziecie wyselekcjonowane marki najlepsze dla ciała i ducha. Bardzo mi się ta filozofia podoba. :)
Na swojej skórze wypróbowałam trzy kosmetyki z asortymentu marki, o których dziś Wam z przyjemnością opowiem!
Melo, ultranawilżające serum do twarzy z kwasem mlekowym i hialuronowym
Jestem w trakcie leczenia dermatologicznego, o czym doskonale wiecie. Moja skóra jest problematyczna, ale też bardzo delikatna i uwrażliwiona. Szukam więc łagodnych formuł do stosowania w codziennej pielęgnacji. Serum Melo, to połączenie jednych z moich ulubionych kwasów – mlekowego i hialuronowego. Ten pierwszy posiada właściwości zwężające pory, wygładzające i rozjaśniające. Skutecznie złuszcza i normalizuje, jednocześnie nawilżając. Jest łagodny i niedrażniący. Kwas hialuronowy natomiast jest nawadniającą bombą, o czym wiadomo nie od dziś. Poza tym w składzie znajdziemy także mocznik i pantenol słynące z działania kojącego, zmiękczającego i przyspieszającego gojenie drobnych ranek.
Serum używam głównie w porannej pielęgnacji, pod ulubiony krem. Kosmetyk bardzo szybko się wchłania, nie pozostawia lepkiej warstwy i naprawdę przynosi ulgę. Jego konsystencja jest żelowa i leciutka. Po maściach z przepisu lekarza moja skóra bywa zaczerwieniona i przesuszona, a dzięki Melo te dolegliwości są mocno zminimalizowane. Znika napięcie, pojawia się miękkość, a pory na nosie są mniej widoczne. Co więcej, serum jest dobrą bazą pod makijaż. Nie obciąża skóry, użyte pod krem sprawia, że podkład trzyma się na skórze lepiej i dłużej, a strefa T się mniej wyświeca. Dla mnie to ogromny plus, bo pracuję w pomieszczeniu klimatyzowanym, z klientem i w ciągu 8 godzin pracy nie bardzo mam czas na poprawki i zwracanie uwagi na wygląd mojego makijażu.
Wszystkie obecnie stosowane kosmetyki do twarzy konsultuję z moją panią dermatolog, z serum było tak samo. Powiedziała, że skład jest bardzo dobry, krótki i przyjazny i śmiało mogę po nie sięgać, bo nie wejdzie w reakcję ani z lekami, ani maściami, których używam. Na następnej wizycie mam jej zresztą dać znać jak się sprawdza, bo również lubi testować pielęgnacyjne perełki. :D
Skład: Aqua, Urea, Sodium Hyaluronate, Hyaluronic Acid, Lactic Acid, Panthenol, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol.
Cena: 69zł/30ml
Melo, nawilżający hydrolat z kwiatów gorzkiej pomarańczy
Od wszelkiego rodzaju mgiełek, toników i hydrolatów w butelkach z atomizerem jestem uzależniona. Hydrolat powstaje w procesie destylacji roślin parą wodną. Ma formułę wody naładowanej składnikami aktywnymi. Tego typu kosmetyki mają u mnie wielofunkcyjne zastosowanie. Spryskuję nimi skórę po demakijażu i umyciu buzi – przed nałożeniem serum/kremu. Psikam twarz po nałożeniu makijażu w celu pozbycia się pudrowej warstwy. Odświeżam twarz w ciągu dnia, dodaję do maseczek.
Hydrolat Melo działa kojąco, odświeżająco i zdecydowanie odprężająco. Zapach ma boski, naturalny i subtelny. Atomizer działa bez zarzutu i psika drobniutką mgiełkę. Kosmetyk łagodzi podrażnienia, niweluje nieprzyjemne ściągnięcie, tonizuje cerę i przygotowuje ją do dalszych kroków pielęgnacyjnych. Dodany do masek glinkowych wzbogaca ich działanie – polecam Wam mieszanie glinek właśnie z hydrolatem!
Skład: Citrus Aurantium Flower Water, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid.
Cena: 39zł/150ml
Melo, detoksykujący peeling z błotem z Morza Martwego
Kto ma problemy z tarczycą, ten wie jak ta dolegliwość potrafi dać w kość skórze na całym ciele. Dbając o siebie stawiam na kosmetyki proste, naturalne, nieprzekombinowane. I peeling Melo taki jest. Ma wegański, prosty skład bez udziwnień. Oczyszczające błoto z Morza Martwego, odżywczy olejek z opuncji figowej, nawilżająca i normalizująca spirulina, sól morska i kwas hialuronowy – połączenie tych składników daje kosmetyk skuteczny, ale delikatny dla suchej, zaczerwienionej skóry. Złuszcza, oczyszcza, ale nie podrażnia. Stosowany raz w tygodniu pozwala mi się pozbyć suchych miejsc i zachować gładkość. A w dodatku pachnie naturalnie, przyjemnie, jak piasek zebrany u brzegu morza. :D
Skład: Maris Limus, Maris Salt, Opuntia Ficus Indica Seed Oil, Spirulina Platensis Powder, Hyaluronic Acid.
Cena: 39zł/200zł
Na sam koniec dodam jeszcze, że marka bardzo trafia do mnie swoim designem. Ciemne buteleczki, nieprzekombinowana, prosta szata graficzna. Cieszę się, że miałam okazję odkryć Melo. Jestem też ciekawa jak sprawdziłaby się u mnie maska do twarzy z błotem z Morza Martwego oraz krem pod oczy z witaminą C – ten, który mam obecnie akurat mi się kończy.
Świetnie że działają te kosmetyki. U mnie bywa różnie z pielęgnacją naturalną, ale może kiedyś wypróbuję :)?
Super! Naturalna pielęgnacja to jest to
Nie słyszałam o tej marce. Fajne składy :)
Ale super, bardzo zaciekawiłaś mnie tymi produktami – chętnie je sprawdzę. Bardzo lubię stosować hydrolaty w mojej pielęgnacji, a ten musi pachnieć bosko i jestem go bardzo ciekawa. Zapiszę go sobie, żeby sprawdzić jak wykończę moje hydrolaty.
bardzo ciekawe produkty. Nie słyszałam o nich wcześniej i chętnie je sobie wypróbuję :)
Ceny faktyycznie przystępne, chociaż mi nie jest bardzo szkoda pieniędzy, jeśli wiem, że produkt jest dobry. Dlatego są marki (np. krayna), za które jestem skłonna zapłacić więcej. Te na pewno wypróbuję. :)
Melo to świetna marka! Naturalne kosmetyki są super. Po peelingu skóra jest gładka i miękka <3