Lato to dla mnie czas zmian w pielęgnacji. Bogate formuły zamieniam na lżejsze i minimalizuję ilość kosmetyków. Często też rezygnuję całkowicie z makijażu. Dziś przedstawię Wam mój poranny schemat pielęgnacyjny, opowiem o kilku świetnych produktach i przy okazji zdradzę sprawdzone sposoby na dobry początek dnia. Odkąd przestawiłam się z trybu sowy na tryb skowronka bardzo doceniam poranki i staram się wykorzystywać je jak najlepiej.
Jak dobrze zacząć dzień?
Polubiłam wczesne wstawanie. Szczególnie teraz, gdy dni są długie i ciepłe lubię budzić się około 6 rano. To czas dla mnie, moment na pobycie sam na sam ze sobą, posiedzenie w ciszy i powolny rozruch. Nie włączam telefonu (na noc zawsze mam ustawiony tryb samolotowy), nie sprawdzam powiadomień. Odpalam natomiast pięknie pachnącą świecę oraz ulubioną playlistę, by dodać sobie energii i wędruję pod prysznic. Tuż po nim czas na przygotowanie kawy i poranną pielęgnację.
Całość zajmuje mi maksymalnie pół godziny, ale bardzo sobie cenię ten moment w ciągu dnia. Czuję się dzięki temu zadbana, pozytywnie naładowana i gotowa na nowe wyzwania. Nie znoszę poranków w pośpiechu i wychodzenia z domu w biegu. :)
Moja poranna pielęgnacja twarzy latem
Obecnie mam zmniejszoną dawkę izotretynoiny, więc moja skóra nie wysusza się aż tak bardzo jak wcześniej. Wysokie temperatury sprawiają też, że siłą rzeczy się pocimy, a żadna z nas nie lubi, gdy z twarzy spływają miliony warstw. Ograniczam więc ilość aplikowanych kosmetyków i wybieram lekkie, szybko wchłaniające się konsystencje.
Zaczynam od umycia twarzy łagodzącą emulsją Bielenda Microbiome Pro Care. Jest ultra delikatna, nie podrażnia i nie powoduje uczucia ściągnięcia, a jednocześnie ładnie zmywa nocną pielęgnację, która jest bardziej bogata niż ta poranna. Kosmetyk jest mieszanką łagodnych substancji myjących i składników kojąco-nawilżających. Jest świetnym wsparciem w pielęgnacji cery z naruszoną barierą hydrolipidową, wrażliwej, nadreaktywnej. Wycisza i uspokaja. To jeden z moich ulubionych produktów oczyszczających. :)
Następnie sięgam po tonik Dash marki Olivia Plum, którym obficie spryskuję twarz. Po pierwsze uwielbiam jego naturalny, orzeźwiający zapach, a po drugie to czyste, płynne dobro zamknięte w szklanej butelce z wygodnym atomizerem. Bardzo sobie cenię takie rozwiązania, szczególnie, gdy podczas aplikacji moją twarz pokrywa delikatna mgiełka, a tak jest w przypadku Dash’a.
W składzie mamy między innymi nawilżająco-kojącą wodę różaną, łagodzący hydrolat aloesowy, ekstrakt z zielonej herbaty o działaniu antybakteryjnym, przeciwzapalnym i antyoksydacyjnym. Nie zabrakło też nawadniającego kwasu hialuronowego oraz kompleksu pre i probiotyków przywracającego skórze równowagę i wzmacniającego jej mikrobiom. Dla mojej trądzikowej cery w trakcie leczenia to prawdziwa odżywczo-wyciszająca bomba.
Moja skóra ten tonik wręcz pije. Czasem, gdy jest w gorszej kondycji nakładam go warstwowo i wklepuję. Dash pozostawia nieco lepką konsystencję, ale przymykam na to oko, ponieważ i tak tuż po jego aplikacji sięgam po serum.
Obecnie w codziennej pielęgnacji towarzyszy mi serum Drip, także od Olivia Plum, które jest idealnym dopełnieniem toniku Dash. Razem tworzą naprawdę udany duet. Serum cenię przede wszystkim za leciutką konsystencję i szybkie wchłanianie oraz natychmiastowe i długotrwałe nawilżenie mojej cienkiej, wysuszonej Izotekiem skóry. Ono robi więcej niż niejeden treściwy krem, serio! W składzie mamy potrójny kwas hialuronowy 1,5% stworzony przez 3 różne rodzaje kwasu, o różnej masie cząsteczkowej i o silnych właściwościach nawilżających, utrzymujący wilgoć w skórze, dodający jej elastyczności oraz sprężystości. Za regenerację, wygładzenie zmarszczek i działanie antybakteryjne odpowiada olej z ogórka, a ochronę przed czynnikami zewnętrznymi oraz naturalny film zapewnia składnik anti-pollution, czyli ester polimerowy otrzymywany z oleju rycynowego.
Efekt końcowy jaki otrzymuję po użyciu tych dwóch kosmetyków, to cera nawilżona, sprężysta, o zdrowym kolorycie, wyciszona i z naturalnym glow.
Od dziewczyn wraz z tonikiem i serum otrzymałam także roller z jadeitu. Uwielbiam tego typu masażery i regularnie z nich korzystam. Jeśli chcę spotęgować efekt napięcia i rozświetlenia twarzy, to serum Drip wmasowuję właśnie rollerem. Wystarczy chwila, by zauważyć efekty. Masaż chłodnym rollerem (polecam trzymać w lodówce!) poprawia krążenie krwi i limfy, dzięki czemu nasza cera zyskuje ładniejszy koloryt, jest bardziej dotleniona, znikają opuchnięcia i obrzęki.
Psst! Tonik Dash, serum Drip oraz roller jadeitowy możecie kupić w zestawie decydując się na Rytuał Nawilżający od Olivia Plum.
Jeśli chodzi o okolice oczu, to obecnie stosuję serum z glutationem od Ph.Doctor z nadzieją, że moje powieki magicznie się uniosą. ;) Wklepuję je dwa razy dziennie i póki co zaobserwowałam na pewno nawilżenie, napięcie i jakby zagęszczenie skóry wokół oczu. Więcej opowiem, gdy skończę całą buteleczkę.
Na serum ląduje krem pod oczy, to jeden z moich ulubionych – treściwy niczym masło Extra Eye Repair Bobbi Brown. Pięknie ujędrnia, nawilża oraz wygładza delikatną i skłonną do odwodnienia skórę wokół oczu. Świetnie wyglądają na nim także zastygające korektory.
Etapem końcowym mojej pielęgnacji porannej jest oczywiście krem z SPF50. Latem wybieram żelowe konsystencje, które nie obciążają skóry i które pozwalają jej oddychać. Te bardziej treściwe powodują, że w upały przez większość czasu czuję się brudna, tak jakby twarz pociła się pod warstwą kremu.
Ostatnio najczęściej sięgam po Holika Holika Aloe SPF50, czyli lekki krem, który podczas aplikacji zamienia się w żel. Pozostawia na skórze lekki glow, ale nie jest tłusty, ani lepki. Nie bieli, nie szczypie w oczy i pięknie się wchłania. Wzorowo też sprawdza się pod makijażem oraz wygodnie reaplikuje w ciągu dnia. Gdy danego dnia mam zamiar się pomalować, to czekam kwadrans od jego aplikacji (w tym czasie zazwyczaj jem śniadanie) i przechodzę do wklepywania podkładu.
Do tego dochodzi jeszcze jakiś balsam do ust, który akurat mam pod ręką i jestem gotowa do wyjścia. Na co dzień bowiem coraz częściej stawiam na samą pielęgnację.
Teraz już wiecie jak wyglądają moje poranki (a przynajmniej staram się, aby większość z nich tak wyglądała) oraz obecna pielęgnacja – ja natomiast jestem ciekawa jak to wygląda u Was? :) Po jakie kosmetyki sięgacie latem? Jesteście sowami, czy skowronkami? Koniecznie dajcie znać!
Post zrealizowany częściowo we współpracy z Olivia Plum. :)
Bardzo ciekawa pielęgnacja i kosmetyki :)
U mnie poranna pielęgnacja to oczywiście najpierw dobrze oczyszczenie skóry po nocy i w tym celu sprawdza mi się idealnie Lumispa, później już tylko tonik normalizujący, później leci krem rozświetlający Nuskin, krem pod oczy i filtr akurat aktualnie u mnie Skin79 i ma idealny cytrusowy zapach więc na lato ideolo ?
Ja również latem stawiam głównie na lekką pielęgnację. Delikatne oczyszczenie, tonizowanie skóry (u mnie hydrolaty) i koniecznie krem z wysokim SPF. Źle sypiam przy upałach, dlatego obecnie jestem raczej skowronkiem, choć moja ulubiona pora na wstawanie to godzina 8 ;)
Jestem bardzo ciekawa toniku od Olivii Plum i świeczki. Jeden i drugi produkt to u mnie must have :) Ciekawi mnie również ten SPF z Holika Holika, bo wszyscy go chwalą.
Ja do dziś nie rozumiem zachwytów nad kremem Bobbi Brown, u mnie nie zrobił żadnej różnicy. No poza tą w portfelu :P