Dawno temu, czyli na pierwszym roku moich studiów, czerwona seria wymiatała w mojej łazience. Do tej pory mam do niej sentyment. Kultowe regenerujące mleczko do ciała od Garniera z syropem z klonu, krem do ciała w okrągłym słoiczku i krem do rąk, schodziły wtedy jak woda. Później przyszedł czas na nowości, powstał blog i kosmetyki te poszły w zapomnienie. Teraz miałam okazję do powrotu więc z przyjemnością cofnęłam się w czasie by przypomnieć sobie za co tak bardzo lubiłam mleczko, że prawie 7 lat temu zużyłam kilkanaście butelek pod rząd.
Moja skóra w okresie jesienno-zimowym zmienia się z normalnej w stronę suchej. Cierpią najbardziej łydki i przedramiona. Nie jestem systematyczna w używaniu balsamów do ciała, dlatego od kosmetyków tego typu wymagam solidnego i długotrwałego nawilżenia. Na tyle dobrego, by jedno-dwudniowe przerwy spowodowane mym lenistwem nie wiązały się ze skórą wysuszoną na wiór. I muszę przyznać, że Garnier sobie z tym dobrze radzi.
Zacznę jednak od małego ale. Brakuje mi tutaj ładnego zapachu, ten jest zwykły, kremowy, nieco nijaki. Ani nie drażni, ani nie zachwyca. Dla niektórych będzie to zapewne duży plus, ja aktualnie preferuję jednak mocniejsze aromaty. Teraz nie zużyłabym kilku butelek z rzędu. Poza tym szczegółem, jest jeszcze jeden – skład i parafina na drugim miejscu. Ja staram się unikać jej w kremach do twarzy, na ciele jestem w stanie ją znieść bo raczej nie robi mi krzywdy. Przy pierwszym spotkaniu z czerwoną butelką pojęcia nawet nie miałam, że paraffinum liquidum w składzie to zło. ;) Wtedy nie odnotowałam negatywnych skutków przy stosowaniu przez rok(?), albo i dłużej non stop. Teraz też niepokojących objawów nie ma. Nie odnotowałam jakichś dziwnych niespodzianek, nawet na problematycznym dekolcie.
Skład: Aqua, paraffinum liquidum/mineral oil, glycerin, cyclopentasiloxane, elaeis guineensis/palm oil, petrolatum, butyrospermum parkii/shea butter, cetearyl alcohol, aluminum starch octenylsuccinate, acer saccharinum/sugar maple extract, allantoin, coco-glucoside, ammonium polyacrylodimethyl taurate, xanthan gum, disodium EDTA, imidazolidinyl, BHT, parfum/fragrance
Mleczko bardzo dobrze nawilża. Przesuszenie skóry zostało zniwelowane u mnie już na samym początku. Stała się ona miękka, przyjemna w dotyku i wygładzona. Doskonale radzi też sobie z moją wybitnie dużą tendencją do swędzenia i drobnych krostek na ramionach. Ponadto ekspresowo się wchłania i nie zostawia lepkiej powłoki, której szczerze nie znoszę. Jego konsystencja jak na mleczko jest dość gęsta, ale nie na tyle by sprawiała problem z wydobyciem go z butelki. Dość miękki plastik opakowania powinien pozwolić wydobyć balsam do końca.
Podsumowując to był naprawdę przyjemny powrót, zarówno do mleczka jak i do wspomnień. ;) Polecam, jeśli jeszcze jakimś cudem nie miałyście okazji wypróbować. Myślę jednak, że u większości z Was czerwony Garnier choć raz gościł w łazience. Jest na rynku od wielu, wielu lat i chyba każda kobieta go zna. ;) Ja jeszcze dobrze wspominam żółtą butelkę, którą też ostatni raz posiadałam w łazience dawno temu, kiedy miałam fazę na balsamy ujędrniające. Potem przyszła też na brązujące i Garnier również się pojawił, ale to był pomarańczowy koszmarek, który wycofano, z tego co kojarzę.
Ręka do góry, kto zna i kto używał! Jak sprawdza się u Was?
Ja namiętnie używałam kremu do rąk z tej serii w liceum:)
ja go też bardzo lubiłam, ale trochę później, w LO chyba nie używałam kremów do rąk :D
A jakie polecasz jeszcze balsamy nawilżajace ;)?
częściej używam maseł – moje odkrycie to czekoladowe TBS, jest super w kwestii nawilżania! poza tym świetne masła/kremy ma Isana – kakao, oliwka, granat :) lubię też regenerujące mleczko Nivea (jasnoniebieska butelka), balsamy Dove i Lirene, przypadło mi też do gustu masło Floslek o zapachu mango, głównie ze względu na konsystencje, a z aptecznych Pharmaceris, to pierwsze co przyszło mi do głowy ;)
ja mialam z garniera, ale zielony :P
chyba nie używałam :)
Też miałam tego czerwonego garniera, jak ja go bardzo lubiłam ;D
tak właśnie myślałam, że wiele z Was go miało :D
Ten balsam uratował mojemu chłopakowi dłonie, bo od mrozu miał całkowicie przesuszoną skórę. :)
dobrze wiedzieć, polecam z tej serii też krem do rąk :)
Kiedyś miałam czerwonego Garniera pamietam calkiem niezly, ale teraz akurat używam masła do ciała marcepanowego z Perfecty :) polecam :)
marcepanek obawiam się, że będzie dla mnie za słodki :) miałam kiedyś wersję z pomarańczą :)
Przypomniało mi się jak bardzo lubiłam ten balsam. Muszę zainwestować w kolejną butelkę jak wykończę wszystkie inne specyfiki. Obserwuję!
Fajnie czasem wrócić do czegoś sprzed lat! :) Dziękuję, bardzo mi miło :)
Znam i używam :)
super :)
Miałam i bardzo lubilam :)
przyjemny kosmetyk :)
Czerwonej wersji nie miałam natomiast chętnie sięgałam po wersję różową.
różowej chyba nie miałam :)
Znam, ale nigdy nie używałam, także mam takie podejście jak Ty do balsamowania, raz na 2 dni starczy :P mimo tego że moja skóra jest sucha cały rok, to po prostu nie chce mi się smarować balsamem.
ja teraz staram się smarować codziennie, ale pewnie przyjdzie czas zniechęcenia i sobie odpuszczę, chciałabym jednak wyrobić w sobie nawyk :)
uwielbiam cała serie garnier'a z z syropem z klonu, nie rozstaje się z nim ;)
dobrze wiedzieć, że sprawdza się u Ciebie! :)
Też go dawniej używałam i mam do niego ogromny sentyment! Zanim zaczęłam się bardziej interesować kosmetykami to mleczko ratowało moją suchą i wrażliwą skórę zimą. Oj, chyba sobie je jeszcze kiedyś kupię – dla przypomnienia i z sentymentu właśnie :)
fajnie tak czasem powspominać, ze mnie bardzo sentymentalna istota :D
Ja oczywiście znam i kiedyś bardzo często stosowałam, później, właściwie nie wiem dlaczego, przestałam, ostatnio wypróbowałam ujędrniającego, ale ten czerwony jest najlepszy ;)
na pólkach teraz tyle nowości, że wciąż jesteśmy kuszone czymś innym, ale fajnie wrócić do czegoś po latach :)
obecnie go stosuję ;d świetny, jedynie chyba lepsze są te z Neutrogeny, jednak cenowo Garnier wygrywa ;)
a wiesz, że nigdy z Neutrogeny nie miałam balsamu? :)
ja lubiłam to żółte, brązujące to mi wycofali chlip
a mi ten żółty dziad robił smugi na nogach straszne i śmierdziałam spalonym kurczakiem :D
Czerwona buteleczka Garniera ma honorowe miejsce w mojej szafce;) Gdy tylko nadchodzi zima mam ten sam problem co Ty (suche łydki i ramiona) a do tego kości biodrowe (tego akurat nie rozumiem:P).
te kości biodrowe mnie zaskoczyły, ja takiego problemu nie mam bo moje osłonięte raczej warstewką tłuszczyku, ale pracuję nad tym :D
Przed laty korzystałam z dobrodziejstw czerwonego mleczka. Wówczas moja skóra nie miała dużych wymagań i kosmetyk spełniał moje oczekiwania. Niestety, od roku borykam się z suchą, popękaną skórą, dlatego sięgam po mocniejsze nawilżacze:)
czyli przy bardzo suchej skórze się nie sprawdza? :(
Ja też lubię tę serię :) szczególnie krem na bardzo suche strefy i oczywiście krem do rąk :).
krem do rąk to produkt niemal kultowy!:)
Miałam je kilka razy, wspominał całkiem przyjemnie :)
cieszę się, że nie tylko ja go dobrze kojarzyłam ;)
kiedyś używałam i lubiłam, dla mnie to takie pewniak, good to go :) Pozdrawiam
dobrze mieć takie pewniaki zawsze pod ręką! także pozdrawiam :)
ja uwielbiam tę serię i też męczę ją od kilku lat! i choć wciąż próbuję czegoś nowego to i tak suma summarum wracam do tych produktów.
mi się zapach mleczka podoba :)
mi się kiedyś też zapach podobał, albo inaczej, nie przywiązywałam do niego uwagi, ale teraz mógłby być nieco bardziej wyraźny ;)
Miałam i lubiłam… ale już nie wrócę. Wolę produkty bez parafiny, sprawdzają się u mnie lepiej :)
Ja staram się unikać parafiny, ale jeśli kosmetyki, które ją mają, jednocześnie dobrze działają na moją skórę, nie widzę przeszkód by ich nadal używać;)
O tak, chyba każdy miał w swojej łazience te balsamy. Później (ok. 3 lata temu) wyszły te nowe, zielone. Też je lubiłam.
A ja z tymi zielonymi jakoś nie miałam styczności, nie było okazji by je przetestować :)
uwielbiam tą wersję do rąk!
dawno jej nie miałam, ale miło wspominam :)
Zdecydowanie mój ulubiony balsam i krem do rąk :-)
cieszę się, że u Ciebie się sprawdza tak samo dobrze jak u mnie, albo może nawet lepiej :)
Znam, ale ostatnio używałam go kilka lat temu:D
ja też miałam sporą przerwę w używaniu :)
Wydaje mi się, że używałam :) Chociaż teraz się jednak cieszę, że blogi i youtube kosmetyczny pozwolił mi odkryć 'lepsze' składowo kosmetyki, bo moja skóra od tego odżyła :) W czasach powiedzmy liceum, kupowałam tego typu produkty i nic rzadko co pomagało mi przy mojej suchej, a czasem bardzo suchej skórze.
Oj tak, yt i blogi bardzo poszerzają wiedzę i otwierają nowe możliwości ;) bez bloga wielu kosmetyków bym nie odkryła zapewne ;)
Miałam je parę dobrych lat temu ale pamiętam że całkiem nieźle się spisywało :)
widzę, że sporo dziewczyn używało mleczka dawno temu :)
miałam go kiedyś. :) obecnie używam balsamu z sylveco, a także masełka szarlotkowego z farmony. :)
żadnego nie znam niestety :( tzn. słyszałam, ale nie używałam
Oj pamiętam, że u mnie kilka lat temu też był szał na te ''czerwone'' kosmetyki Garniera :) Do tej pory najbardziej lubię krem do rąk.
krem do rąk jest bardzo fajny :)
Używam tego mleczka z Garniera od bardzo dawna i uważam, że jest jednym z najlepszych balsamów do ciała, jaki można znaleźć w drogerii :)
uwielbiam, miałam kiedyś i byłam bardzo zadowolona
Garnier swoimi balsamami jakoś mnie nie kusi.
zgadzam się to mleczko jest the best ! :D
właśnie skończyłam wczoraj opakowanie :)
Oczywiście, że używałam i przyznaję – jest świetny! :)
Daaawno, dawno używałam i miałam chyba nawet krem do rąk z tej serii, który również bardzo sobie chwaliłam. Kiedyś chętnie wrócę do czerwonego Garniera :)
Też kiedyś go używałam, ale poszło w zapomnienie :)
Mój ulubiony balsam do ciała :)
Nie pamiętam, żeby kiedyś korzystała z tego mleczka, ale dobrze wiedzieć, że ma neutralny zapach. Lubię to w balsamach, które kupuję dla siebie i Michała na spółkę :)
O używałam go kiedyś, był świetny :)